Efekt Ksanadu

Będąc kiedyś w Londynie, udzielałem wywiadu w ogromnym Broadcasting House z 1932 r. Budynkiem tym początkowo pogardzał nawet władczy pierwszy dyrektor generalny BBC sir (później lord) John Reith. Jednak imponujące rozmiary gmachu i wspaniały detal wykończenia były z całą pewnością natchnieniem dla produkcji powstającej w jego wnętrzu, opierając się na tych samych przesłankach, jakie nakazywały prezenterom BBC występować w czarnych krawatach podczas dzienników radiowych, emitowanych o 6 rano.

Oczywiście każdy, kto ma wystarczająco zasobny portfel, może wybudować pałac. Działanie na wielką skalę, aby jednoczyć i inspirować, to inna kwestia. Gotowych rozwiązań brak, jednak przedsiębiorstwa technologiczne wytyczyły kierunek, w którym należy podążać. Fizyk Robert R. Wilson, założyciel laboratorium Fermilab, udowodnił, że można pogodzić strzeliste konstrukcje, zaawansowane technologie i wysoką kulturę. Budując w 1972 r. na równinach Illinois, ciągnących się na zachód od Chicago, najpotężniejszy z obecnie działających akceleratorów cząstek, Robert Wilson wytyczył cele środowiskowe i estetyczne, które stały się uzupełnieniem jego wyzwań naukowych.

Przeznaczył cenną nieruchomość nie na budowę położonego wśród zieleni kampusu, lecz na przywrócenie temu miejscu wyglądu prerii z czasów poprzedzających przybycie Kolumba, nie zapominając, by zasiedlić je bizonami. W krajobraz wpisują się rzeźby, w tym jedna projektu autora przedsięwzięcia (poświęcona złamanej symetrii). Robert Wilson pomagał również projektować 15-piętrowy budynek administracyjny, ozdobiony dwoma wieżami, zainspirowanymi katedrą w Beauvais, najwyższą we Francji. W efekcie powstał przepiękny kompleks, który nadal wabi utalentowanych badaczy kolegialnym charakterem tego miejsca - dowód na to, że wysokie konstrukcje muszą być wynikiem pretensjonalnego sposobu myślenia.

DUCH SPÓŁKI

Niezaprzeczalnym faktem jest to, iż gigantyczne budowle odzwierciedlają charakter ich twórców. To właśnie "efekt Ksanadu". Nie należy go rozpatrywać w kategoriach błogosławieństwa czy przekleństwa, ale demonstracji, na wielką skalę, kwintesencji danej instytucji.

Twórcy Marketsite Tower przynajmniej o jedno nie muszą się martwić: wieża ta ma więcej wspólnego ze szczęśliwszymi projektami, takimi jak Fermilab czy wieża Eiffla, niż z osnutym melancholią pałacem Charlesa Fostera Kane'a. Jest popisem siły technicznej. Odzwierciedla technologiczne zasady, jakimi kierują się reprezentowane przez Marketsite Tower spółki: zarówno dzięki gigantycznemu ekranowi wideo, jak i ciągłemu przepływowi informacji, odbywającemu się za jego pośrednictwem. Budowla ta jest doskonałym przykładem na to, jak technika sama się dramatyzuje.

Do czego jeszcze może się przydać? Ekonomista Anatole Kaletsky napisał w czasopiśmie London Times, że ostatni boom wskazać ma na Marketsite Tower jako błyskotliwe osiągnięcie pozbawione sensu. I rzeczywiście, jedna z osób pracujących w tym budynku nazwała go w czasopiśmie Metropolis "dziwacznym U-bootem z krainy Dystopii, zaprojektowanym przez Fritza Langa pod wpływem leków przeciwdepresyjnych".

Niezależnie od zawirowań, jakim podlega Nasdaq, jego pirotechniczny znak na stałe zagościł na Times Square, hipnotyzując wspaniałością technologiczną i marketingową nawet uodpornionych na takie wizerunki nowojorczyków. Zarówno z rozczarowania, jakie przyniosła zastosowana strategia handlowa, jak i sukcesu, jako korporacyjnego symbolu, można wyciągnąć naukę, że sposobem na pokonanie obecnych kłopotów nie jest mniejsza skala działania, ale mierzenie wyżej.

Edward Tenner, przebywający obecnie na stypendium naukowym w Uniwersytecie Princeton, jest autorem książki "Why Things Bite Back" (Vintage).