Piękni trzydziestoletni
- Marcin Kwaśniak,
- 01.03.2001
Co więcej, spółka-matka obrosła dziwnymi firmami zależnymi, które zajmowały się handlem nieruchomościami. O ile jeszcze zysk Optimusa za 1998 rok wyniósł 26 mln zł, o tyle za rok 1999 wynosił już 2,6 mln zł.
Nomen omen nowosądecki koncern został uratowany przez Internet.
Początek minionego roku przyniósł bowiem - jako odprysk powodzenia na Nasdaqu - giełdową hossę na spółki powiązane z globalną Siecią. Akcje Optimusa w krótkim czasie wzrosły z 40-60 zł do 356 zł. I kiedy papiery nowosądeckiej spółki były na topie, Roman Kluska zdecydował się sprzedać firmę konsorcjum BRE- Zbigniew Jakubas, rezygnując jednocześnie z funkcji prezesa zarządu. Zarobił na transakcji ok. 50 mln USD, z których odliczyć trzeba podatek.
Przez jakiś czas pozostawał na stanowisku przewodniczącego rady nadzorczej Optimusa, ale i z niej odszedł. Obecnie uważa się za "osobę prywatną", a liczby nie kryją, iż jest najbogatszym polskim
emerytem. Oprócz pogłosek o ciężkiej chorobie i planach działalności wydawniczej, które mogą być równie dobrze prawdziwe jak i nie, nic więcej nie wiadomo, gdyż Roman Kluska skutecznie kryje się przed światem.
Mniej tajemniczy jest Andrzej Rybkowski, 43-letni założyciel i do minionych wakacji prezes zarządu giełdowego Apeximu. On również zdecydował się na sprzedaż posiadanych walorów swojej firmy, rezygnując też z funkcji prezesa zarządu. Oficjalnie poinformował, że więcej czasu zamierza poświęcić życiu prywatnemu.
Na razie pozostaje głównym udziałowcem Apeximu, aby - jak mówi - "zapewnić nowemu zarządowi stabilizację akcjonariatu", ale tylko do momentu zakończenia przeprowadzania zmian w firmie. Podobnie bowiem jak w przypadku Romana Kluski, Andrzej Rybkowski zdecydował się opuścić firmę, gdy ta znalazła się na wirażu.
Biznesmen nie odchodzi jednak na pełną emeryturę. Posiada jeszcze udziały w Szeptelu, które również zamierza zbyć, oraz w nie notowanej na GPW firmie Ryand. Na razie jednak cieszy się konsumowaniem małżeństwa ze znaną modelką Iloną Felicjańską.
Najpopularniejszym przedstawicielem młodej fali jest Tomasz Czechowicz, 31-letni wrocławianin. Jeszcze w czasie studiów zdecydował się na założenie JTT Computer. Gdy wola akcjonariuszy zmusiła go do odejścia, chwilę miotał się na polskim rynku IT, wchodząc w różne przypadkowe sojusze, m.in. z Ewą Blaisdell, byłą dyrektor Compaqa w Polsce. W 1999 r. już z sukcesem uruchomił MCI Management, pierwszy polski fundusz venture capital. Po ponad roku wartość portfela funduszu wynosi 102,2 mln zł, z czego 60% stanowi osobisty majątek Tomasza Czechowicza, studenta Szkoły Głównej Handlowej.
Jego partnerzy mogą na razie spać spokojnie, nie planuje on bowiem sprzedaży udziałów w firmie. "Owszem, mógłbym sprzedać swoje udziały. Otrzymywałem takie propozycje. Ale mam tu jeszcze wiele do zrobienia" - przyznał w rozmowie z IS prezes MCI. Nie wyklucza tego jednak w przyszłości. Najchętniej widziałby fuzję z innym funduszem VC bądź przejęcie przez duży fundusz VC. W zamian za posiadany pakiet walorów MCI liczy na papiery firmy przejmującej.