"Wojenne" włamania: dużo, ale niegroźnie

Od momentu rozpoczęcia wojny w Iraku wzrosła aktywność hakerów - od początku wojny przeprowadzono już ok. 10 tys. ataków na serwisy WWW. Zdecydowana większość z nich to jednak mało szkodliwe "wybryki" niedoświadczonych amatorów hakerstwa - informuje firma F-Secure.

Zdaniem Michaela Albrechta z F-Secure, co najmniej 99% wszystkich związanych w jakiś sposób z wojną ataków hakerskich stanowią tzw. defacements - czyli przypadki podmienienia strony głównej zaatakowanego serwisu. Ataki takie właściwie nie mają konsekwencji (z wyjątkiem zawstydzenia administratora) - nie powodują bowiem ani przestojów w działalności firm, ani też utraty czy ujawnienia ważnych danych.

Z danych F-Secure wynika, że najczęściej atakowane sa amerykańskie i brytyjskie serwisy rządowe i wojskowe, stosunkowo często na celowniku hakerów znajdują się również serwisy informacyjne (przykładem może być nieustannie nękana atakami strona katarskiej telewizji Al-Jazeera).

Z kolei zdaniem ekspertów z firmy TruSecure, wojna w Iraku nie wpłynęła znacząco na liczbę i charakter ataków hakerskich - co prawda na początku konfliktu zanotowano wzrost incydentów w Internecie, to teraz ich liczba się ustabilizowała. Według Russa Coopera, większości ataków nie należy też kojarzyć z wojną. "Haker włamuje się tak czy owak - bieżąca sytuacja polityczna sprawia, że na zhakowanej stronie zostawia komunikat "no war" - gdyby jednak nie toczyła się w tej chwili wojna, to on i tak by się włamał, z tym, ze zostawiłby inny komunikat" - tłumaczy Cooper.