Przez pryzmat Standardu

Wciąż wrze wokół TP SA. Trudno już dociec, kto ma do niej pretensje "szczerze" a kto chce po prostu zbić kapitał, w ramach akcji "bij monopolistę".

Kiedy konkurenci narzekają, że TP SA nie udostępnia infrastruktury niezbędnej do pełnego zaspokojenia popytu ich klientów, przedstawiciele koncernu ripostują, że konkurencja chciała zapłacić za mało, lub że wymaga niemożliwego. "TP SA uniemożliwia" mówi jeden z konkurentów. "To nieprawda" odpowiada TP S.A. Bądź tu mądry człowieku i wyrób sobie opinię w tak zagmatwanej sprawie.

Trudno wątpić, że konkurencyjnym operatorom udało się bardzo zręcznie rozpętać medialną burzę wokół TP SA, że natychmiast podchwytują każde potknięcie koncernu. Przykładem choćby niesławna kampania reklamowa prefiksu międzymiastowego. Zarząd firmy sam "podkłada się", kiedy jednocześnie broni się przed "dominującą pozycją" i podkreśla swoją rynkową pozycję w negocjacjach z konkurencją. A z nią, ręka w rękę, idą władze antymonopolowe, które krążą jak rekiny wokół wieloryba i zastanawiają się jakby dało się go ugryźć. Nietrudno rozdmuchać niechęć w stosunku do firmy, która swego czasu kazała czekać na telefon po 20 lat, choć - Dalibóg! - obecny zarząd niewiele ma z tym wspólnego.

Moda na kopanie TP SA dotarła do ław sejmowych. Zbliżają się wybory, wielu parlamentarzystom, czy nawet całym ugrupowaniom grozi, polityczny niebyt. Za pięć dwunasta wielu z nich stara się wykazać energię w walce o interesy wyborców. Trudno inaczej, niż politycznymi przyczynami wytłumaczyć pomysł podziału TP SA, który wzruszeniem ramion kwitują analitycy. Wskazują, że trzeba było o tym myśleć 10 lat temu, a nie w trakcie prywatyzacji firmy. Po co było czekać i psuć krew abonentom, inwestorom giełdowym, ledwie zipiącej telekomunikacyjnej konkurencji, jeśli rozwiązanie było wówczas takie proste: poćwiartować TP SA.

Swoją drogą postawa koncernu przypomina zachowanie leniwego afrykańskiego słonia, który z dobrodusznym uśmiechem ogania się przed stadem likaonów. Nie stać go ani na tupnięcie nogą, ani na ryk, którym zagłuszyłby ujadanie. Wprawdzie przedstawiciele TP SA prywatnie pytani o stosunki z konkurencją z rozbrajającą szczerością pytają: "Jaką konkurencją?", a przedstawiciele pozostałych operatorów prywatnie przyznają, że nie mają innego wyjścia jak porozumieć się z TP SA, to przecież stan takiej nierównowagi nie utrzyma się wiecznie. Nawet jeżeli sytuacja rynkowa faktycznie faworyzuje TP SA jeszcze na dziesięciolecia, to na rynku na którym coraz większą rolę będzie odgrywał marketing usług "gęba", którą konkurencja skutecznie przyprawiła TP SA będzie ją jeszcze sporo kosztowała. Tym bardziej, że nasz narodowy telekom nie stara się zbytnio o "przyjaźniejszy interfejs".