Złote domeny

Niejasność stanu prawnego stała się idealnym gruntem dla zjawiska określanego jako cybersquatting. Polega ono na rejestrowaniu przez określoną osobę wielu domen, zawierających element cudzego znaku towarowego, wyłącznie w tym celu, aby później wymusić na posiadaczu prawa do znaku towarowego zapłaty odpowiedniej kwoty w zamian za zrezygnowanie z domeny. Najbardziej znanym cybersquatterem, za sprawą wytoczonych mu procesów, stał się Amerykanin Denis Toeppen. Zarejestrował on między innymi domeny intermatic (Intermatic to znany znak używany dla sprzętu elektronicznego) i panaflex (znak towarowy o takim brzmieniu jest zarejestrowany przez Panavision). Procesy wytoczone przez zainteresowane firmy Toeppen przegrał, przy czym zastosowanie znalazł tu Federal Dilution Act z 1995 r. Ustawa ta chroni znane znaki towarowe przed takim wykorzystywaniem przez osoby trzecie w celach handlowych, którego skutkiem jest osłabienie zdolności odróżniającej znaku, a co się z tym łączy - obniżenie wartości reklamowej i rynkowej.

Podobne rozstrzygnięcia mogłyby zapaść na gruncie prawa polskiego, zwłaszcza przepisów ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji z 1992 r. Cybersquatting z powodzeniem można uznać za czyn sprzeczny z dobrymi obyczajami (art. 3 ustawy), wprowadzający w błąd oznaczenia przedsiębiorstwa lub towaru (art. 5 ustawy).

Problemy z rejestracją domeny odpowiadającej nazwą cudzemu znakowi towarowemu nieco przycichły. Przyczyna jest bardziej natury praktycznej niż prawnej. Większość dużych firm zarejestrowała już odpowiednie domeny w rozlicznych wariantach. Mimo to zdarzają się osoby chcące czerpać profity z cudzej popularności. Najczęściej stosowanym chwytem jest drobne zniekształcenie nazwy popularnej marki, obliczone na błąd literowy internautów. Szczególną uwagą cieszy się na przykład zamiana litery "O" na cyfrę "0". Do podobnych pomysłów należy zaliczyć nazwy identycznie brzmiące w innej domenie najwyższego poziomu - na przykład .org zamiast .com. Szczególnym przypadkiem takiej praktyki była rejestracja domeny whitehouse.com.

Internauci pragnący odwiedzić stronę Białego Domu, którzy przez pomyłkę podali wspomniany adres zamiast prawidłowego whitehouse.gov, trafiali na stronę serwisu erotycznego, okraszonego zresztą zdjęciami Owalnego Gabinetu. Przed takim, nieco mniej jaskrawym, cybersquattingiem znacznie trudniej obronić się poprzez zarejestrowanie własnej domeny. Nie sposób bowiem przewidzieć wszystkich możliwych kombinacji, a roczny koszt utrzymania dużej liczby domen w przypadku mniejszego przedsiębiorstwa może być odczuwalny. Stan prawny nie różni się jednak znacząco od klasycznych cyberuprowadzeń.

Trudno liczyć na takie przebudowanie systemu domen, by pasował on do obowiązującego prawa znaków towarowych, rozsądne więc wydają się postulaty wprowadzenia ochrony domen jako nowego przedmiotu własności intelektualnej, obok obowiązujących przepisów o znakach towarowych i zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Siłą rzeczy - ze względu na ponadgraniczny charakter Internetu - zasięg ochrony musiałby być międzynarodowy, co oznacza opracowanie odpowiedniej konwencji. Prace, prowadzone między innymi przez Światową Organizację Własności Intelektualnej (WIPO), na razie jednak nie wyszły poza wstępne stadium. Obecnie więc najlepszym rozwiązaniem okazuje się porządkowanie istniejącego systemu, co łączy się również z uporządkowaniem sposobu przydzielania domen i administrowania nimi.