Yahoo! i Google pod lupą Departamentu Sprawiedliwości

Amerykański Departament Sprawiedliwości (DoJ) najprawdopodobniej rozpoczął oficjalne śledztwo w sprawie umowy pomiędzy Google'em a Yahoo!. W kwietniu bieżącego roku Google i Yahoo! podpisały tymczasową umowę, na podstawie której reklamy Google'a ukazywały się w wyszukiwarce Yahoo!. Gdy Yahoo! ostatecznie odrzuciło złożoną przez Microsoft ofertę przejęcia, portal przedłużył z Google'em umowę na 10 lat.

Sam fakt podpisania już pierwszej z umów wywołał spekulacje, że mogą się nią zainteresować urzędy antymonopolowe. Oczywiście szefowie Yahoo! i Google'a zdawali sobie z tego sprawę i tym też można tłumaczyć warunki pierwotnej umowy. Zastrzeżono w niej, że reklamy Google'a będą widoczne przy nie więcej niż 3% wyników wyszukiwania w Yahoo!. Tak ostrożnie sformułowana umowa być może nie zaalarmowałaby urzędników. Jednak w czasie jej trwania do wiadomości publicznej przedostała się informacja, że prezes Google'a zadzwonił do Jerry'ego Yanga z propozycją pomocy w odrzuceniu oferty Microsoftu. To zaalarmowało urzędników, a, jak twierdzą specjaliści, jeśli DoJ mówi "jesteśmy zaniepokojeni..." oznacza to, że skończyły się żarty i należy spodziewać się oficjalnego śledztwa.

Yahoo! wydało wczoraj oficjalne oświadczenie, w którym stwierdza, że "w badaniu sprawy przez Departament nie ma niczego niezwykłego". Jednak prawnicy specjalizujący się w podobnych postępowaniach są innego zdania. Sformułowania prawne używane w tym przypadku przez DoJ wskazują, że sprawa jest poważna, Departament ma spore zastrzeżenia, a decyzja o rozpoczęciu śledztwa zapadła na wysokim szczeblu. "To coś znacznie poważniejszego niż wcześniejsza prośba o dostarczenie odpowiednich dokumentów" - mówi M. J. Moltenbrey, który w latach 90. był dyrektorem w wydziale antymonopolowym Departamentu Sprawiedliwości.