Wszystkie drogi prowadzą do Doliny Krzemowej

Z punktu widzenia spokojnego i zachowawczego Starego Świata Dolina Krzemowa może wydawać się inną planetą. Najlepszym europejskim przedsiębiorcom, mieszkającym i pracującym w Kalifornii, mekce nowej gospodarki, w pełni to odpowiada. Ostrzegają jednak: ten raj jest zarezerwowany tylko dla osób przebojowych.

Z punktu widzenia spokojnego i zachowawczego Starego Świata Dolina Krzemowa może wydawać się inną planetą. Najlepszym europejskim przedsiębiorcom, mieszkającym i pracującym w Kalifornii, mekce nowej gospodarki, w pełni to odpowiada. Ostrzegają jednak: ten raj jest zarezerwowany tylko dla osób przebojowych.

Linus Torvalds, być może jeden z najbardziej lubianych komputerowców na świecie, z wiatrem we włosach i promiennym uśmiechem na ustach, podróżuje swoim kabrioletem BMW Z3. Ma na sobie szorty i sandały (obowiązkowo też białe skarpetki) i właśnie zamierza kupić hamburgera z meksykańskim sosem w ulubionym barku. Tak wygląda doskonała realizacja kalifornijskiego marzenia. Z jednym wyjątkiem. Fala niskiego ciśnienia atmosferycznego przyniosła groźnie wyglądające chmury i za każdym razem, gdy Linus Torvalds parkuje samochód, zastanawia się - czy należałoby podnieść dach, czy też deszcz jeszcze chwilę zaczeka?

Wbrew pozorom życie Linusa Torvaldsa toczy się w zawrotnym tempie. Linux, program, który zaprezentował światu jeszcze jako student Uniwersytetu w Helsinkach, odniósł ogromny sukces i nadal ma go przed sobą. Młoda rodzina Linusa Torvaldsa jest szczęśliwa w wielkim domu w San José. Firma, w której Linus Torvalds pracuje - producent chipów, Transmeta - w ub.r. zadebiutowała na giełdzie, dając twórcy Linuksa status gwiazdy w branży IT.

Zaskakują więc słowa ostrzeżenia, padające z ust tego bystrego, pewnego siebie geniusza. Spytany, czy radziłby innym Europejczykom przeprowadzić się do Doliny Krzemowej, odpowiada: "Jeśli nie czeka tu na kogoś żadna firma, która naprawdę chce go zatrudnić, nie powinien nawet próbować. Mamy tu mnóstwo bardzo inteligentnych ludzi, zdecydowanych osiągnąć sukces. Kalifornia jest hojna dla osób wybitnych, natomiast nie ma tu miejsca dla przeciętniaków. Jest piekielnie drogo, ale jeśli ktoś zasługuje - otrzyma naprawdę dobre wynagrodzenie. Jeśli nie - lepiej zmienić plany".

Zdolności Linusa Torvaldsa pozwalają mu na niekonwencjonalne zachowania w miejscu, w którym praca stała się niemal religią. Z odcieniem dumy opowiada o tym, jak pojawia się w biurze o 11, a do domu wraca przed 19. Teraz, gdy rozbudowa oprogramowania chipów została zakończona, obowiązki firmowe nie zabierają mu wiele czasu. "Większą część dnia spędzam odpowiadając na pocztę elektroniczną i próbując skończyć opracowywanie Linuksa 2.4" - mówi.

Ale nawet wielki Linus Torvalds może natknąć się na przeszkody w krainie nieograniczonych możliwości. Miał problemy z uzyskaniem prawa stałego pobytu, a cena kalifornijskiego domu była zdecydowanie wygórowana. Za te same pieniądze w Finlandii mógłby kupić rezydencję. Jednak nie żałuje decyzji przyjazdu. "Tu dzieje się bez porównania więcej" - wyjaśnia. - "Zdarzają się naprawdę szalone rzeczy".

To charakter Linusa Torvaldsa kazał mu zostawić wszystko i wyruszyć do Kalifornii. Impulsem do działania była propozycja pracy, złożona przez kolegę z Transmety.

"Przez pięć lat studiowałem na Uniwersytecie w Helsinkach i chciałem spróbować czegoś innego. Ale głównym powodem, dla którego

się zgodziłem, była moja praca magisterska. Wyjazd oznaczał nieprzekraczalny termin jej zakończenia" - wspomina. Skrupulatnie zakończył pracę nad zaadaptowaniem Linuksa do różnych systemów operacyjnych i przed nazwiskiem może teraz umieszczać tytuł magistra. "Sprawa honorowa" - dodaje.