Wszystkie drogi prowadzą do Doliny Krzemowej

"Zima niezadowolenia? To była cała dekada niezadowolenia w Wielkiej Brytanii" - wspomina Mike Moritz. "Po prostu chciałem uciec. Panowało tu wszechogarniające poczucie zniechęcenia i przygnębienia" - dodaje.

Gdy więc wydawca zwierzył mu się, że gdyby mógł wybierać jeszcze raz, zostałby w USA - Mike Moritz podjął decyzję. W San Francisco został korespondentem Timesa, na łamach którego opisywał narodziny przemysłu komputerowego i takich firm, jak Apple. W roku 1986 zamienił reporterskiego notebooka na biurko w funduszu venture capital Sequoia Capital. Dzięki inwestycjom w firmy, np. Yahoo!, Cisco czy Oracle, Mike Moritz zyskał opinię jednego z najbardziej wpływowych finansistów w Dolinie Krzemowej.

Nieźle, jak na chłopaka z Południowej Walii, choć pochodzenie Mike'a Moritza nigdy nie stanowiło dlań przeszkody. "Może to zabrzmi idealistycznie, ale ludzie tu nie zwracają uwagi na płeć, rasę czy kraj pochodzenia, jeśli człowiek coś sobą reprezentuje" - mówi. "Pochodzenie takie jak moje, może być zaletą. Jeśli moja firma miałaby do wyboru wspieranie osoby wychowanej w komfortowych warunkach amerykańskich przedmieść lub pochodzącej z małej wioski w Indiach, wybralibyśmy tę drugą, bez chwili wahania" - wyjaśnia. "Intensywne dążenie do celu, charakterystyczne dla imigrantów z Europy i Azji, jest jednym z kluczy do sukcesu Doliny Krzemowej" - stanowczo twierdzi Mike Moritz.

- "Właścicielami wielu firm, które odniosły sukces w Dolinie, byli imigranci". Ostrzega jednak inne kraje przed próbą kopiowania formuły, która zmieniła region pomarańczowych gajów w światowego lidera technologii. "Najważniejsza jest cierpliwość. Wszyscy, którzy tu przyjeżdżają, oczekują, że natychmiast znajdą czarodziejską różdżkę i zaczarują nią swój kraj. Ale zapominają, że Dolinie Krzemowej ewolucja technologiczna zajęła 70 lat. Potrzeba było wiele czasu, by osiągnąć dzisiejsze tempo rozwoju" - podsumowuje.

Mike Moritz uważa teraz Europę za "bardzo odległe miejsce" i nigdy by tam nie wrócił. Ta ewidentna niechęć do Starego Kontynentu ma odzwierciedlenie w strategii firmy. Sequoia nie zamierza inwestować na rynku europejskim. To dość oryginalne podejście, jak na duży fundusz venture capital z Doliny Krzemowej. Zwłaszcza taki, który wśród najważniejszych partnerów ma trzech Europejczyków. "Jesteśmy tak entuzjastycznie nastawieni do przyszłości własnego podwórka, że nie widzimy potrzeby wędrowania za płot" - tłumaczy Mike Moritz.

Uważa jednak, że Europa zmieniła się od dnia jego wyjazdu. "Ostrożne, cyniczne podejście wciąż tam pokutuje, ale handel nie jest już uważany za brzydkie słowo" - zauważa. Europejczykom przyjeżdżającym do pracy w Dolinie Krzemowej może to jedynie pomóc. "Wystarczy wskoczyć do samolotu" - zachęca Mike Moritz. - "To nie jest bardzo trudne".

<font size="+1">Phillipe Kahn, lat 42

Założyciel firm: Borland, Starfish i Lightsurf

Miejsce urodzenia: Francja

Phillipe Kahn przybył do Doliny Krzemowej w 1982 r. Kiedy jego firma Borland zatrudniała już setki ludzi i konkurowała z Microsoftem

on wciąż był nielegalnym imigrantem.

W końcu zainteresował się nim Urząd Imigracji. Aby zalegalizować pobyt, Francuz musiał wydać fortunę na prawników. "Sądzę, że zadenuncjował mnie ktoś z konkurencji" - mówi. "Ale jestem pewien, że nie był to Microsoft. Bill Gates nigdy by czegoś takiego nie zrobił" - dodaje z kwaśnym uśmiechem.