Wszystkie drogi prowadzą do Doliny Krzemowej

Linus Trovalds odwiedza Europę podczas wakacji i podróży służbowych. Z dzisiejszej perspektywy dostrzega zmianę nastrojów w Finlandii. "Nastąpiła wielka przemiana psychologiczna. Dawniej temu Finowie martwili się o znalezienie pracy. Teraz są bardzo pozytywnie nastawieni do życia. Widzę wyraźną zmianę na korzyść" - mówi.

<font size="+1">Sergey Brin, lat 27

Współzałożyciel i prezes Google.com

Miejsce urodzenia: Moskwa

Jest późne popołudnie i żaluzje w biurze prezesa Google pozostają opuszczone. "Sądzę, że przebiera się do firmowego meczu hokeja" - informuje asystentka, ostrożnie pukająca do masywnych dębowych drzwi gabinetu Sergeya Brina. Młody informatyk, twórca wyszukiwarki Google, która stała się sensacją roku 2000, natychmiast otwiera drzwi i wita nas w stroju służbowym. Przyznaje, że właśnie uciął sobie krótką drzemkę dla zregenerowania sił, pracuje bowiem po 14 godzin dziennie, 6 dni w tygodniu. Ale nagle coś innego przykuwa jego uwagę.

"Czuję zapach jedzenia" - mówi krótko obcięty, urodzony w Rosji smakosz. "Czy to ryba? Zdaje się, że na obiad jest łosoś". Jego troska jest w pełni zrozumiała. Osobiście nadzoruje przygotowanie jadłospisów w firmowym bufecie. Założył również kuchnię, zaopatrzoną w płatki śniadaniowe i przekąski, które wystarczyłyby do wykarmienia armii spragnionych kalorii programistów. Dookoła mnóstwo innych akcesoriów typowych dla sektora high-tech: rowery górskie, skutery, rolki i dwa psy. Jest tu również elektryczne pianino Yamahy i barek, w którym recepcjonistka serwuje soki owocowe.

Biuro Google jest ucieleśnieniem kultury pracy, charakterystycznej dla Doliny Krzemowej. Zaprojektowane tak, aby firma mogła przyciągnąć najlepszych pracowników i zachęcić ich do wielogodzinnej pracy i poszukiwania posady u konkurencji.

Ale można również odnieść wrażenie, że luksus jest reakcją na trudne doświadczenia prezesa z dzieciństwa, spędzonego w Moskwie lat 70. Jego rodzina przeprowadziła się do USA, gdy miał 6 lat. Sergey Brin wciąż jednak zastanawia się nad tym, w jaki sposób rosyjscy technicy mogliby spieniężyć swoje słynne, wybitne zdolności naukowe.

"Wyzwania są ogromne i nie wiem, czy Rosja lub jakiekolwiek państwo w Europie potrafiłoby stworzyć firmę taką jak Cisco. Jednak na Starym Kontynencie można znaleźć wielu przedsiębiorczych ludzi, a Internet stwarza możliwości otwierania firm w odległych miejscach. Można np. zebrać 12 osób, które napiszą grę komputerową, i sprzedać ją za pośrednictwem Sieci".

Wszystkim, którzy chcą rzucić się na głęboką wodę Doliny Krzemowej, Sergey Brin radzi dokładnie to najpierw przemyśleć. "Świetne miejsce na rozkręcenie firmy technologicznej, ale odniesienie sukcesu gdzie indziej również jest możliwe. Powodzenie firmy zależy ostatecznie od przydatności jej produktów, a nie od adresu" - podsumowuje.

Prezes Google uważa przepisy prawa, zwłaszcza dotyczące zatrudnienia, za najważniejsze problemy, z jakimi borykają się europejskie firmy, pragnące osiągnąć sukces w dżungli nowej gospodarki. "To dobre, jeśli komuś odpowiada taki styl życia. Niektórzy lubią trzymiesięczne wakacje. Nie ma w tym nic złego, ale z punktu widzenia interesów jest bardzo niekorzystne" - mówi Sergey Brin, który przez dwa lata istnienia Google był tylko raz na tygodniowym urlopie. "Tak to już jest. Jeśli prześpimy nasz czas, nigdy nie znajdziemy się na szczycie" - dodaje.