Wolność słowa - Yahoo. Do przerwy 0-1

Przedstawiciele Yahoo Inc. twierdzą, że pomagając władzom ChRL w ujęciu i skazaniu na 10 lat więzienia dziennikarza Shi Tao firma stosowała się po prostu do chińskiego prawa. Odpowiedź przyszła dzień po tym, kiedy organizacja Reporterzy Bez Granic zarzuciła koncernowi, że ten nie tylko przymyka oko na dyktatorskie działania komunistycznego rządu a aktywnie pomaga mu w zwalczaniu ruchów demokratycznych.

Przypomnijmy, że Shi Tao został oskarżony o ujawnienie ściśle tajnych informacji. Będąc pracownikiem chińskiej edycji serwisu Contemporary Business News rozesłał on na amerykańskie strony internetowe niejawną notatkę władz, zawierającą wytyczne dla dziennikarzy i komunistycznych komisarzy odnośnie postępowania w dzień 15 rocznicy masakry na placu Tienanmen. Shi Tao przyznał się do zarzucanych mu czynów. Reporterzy bez Granic zauważają, że przyznanie się było najprawdopodobniej próbą uzyskania łagodniejszego wyroku. Podkreślają jednak, że koronnymi dowodami "winy" dziennikarza, był adres IP i skrzynki e-mailowej, dostarczone przez Yahoo.

"Tak jak każda globalna korporacja, Yahoo musi dbać o to, aby oddziały lokalne działały w ramach prawa, regulacji i zwyczajów istniejących w regionie, w którym są umiejscowione" - krótko ucina rzeczniczka prasowa firmy, Mary Osako. Reporterzy bez granic odpowiadają pytaniem: "Czy fakt, że Yahoo stosuje się do lokalnego prawa zwalnia je z przestrzegania zasad etycznych?"

Więcej informacji: Reporterzy Bez Granic