Tydzień z Internet Standard

Napster zaproponował 1 mld USD firmom fonograficznym za prawo wykorzystywania ich nagrań w Sieci. Poza BMG żaden koncern jeszcze nie zaaprobował oferty.

Cena wyraźnie idzie w górę. Pierwotna oferta opiewała na 150 mln USD dla firm fonograficznych w bieżącym roku. Teraz Napster gotów jest płacić 200 mln i to w ciągu najbliższych pięciu lat. Za wszelką cenę stara się przekonać koncerny nagraniowe, że jest w stanie wdrożyć system, dzięki któremu pliki muzyczne nie będą narażone na nielegalne kopiowanie na płyty CD, i że ich dystrybucja będzie limitowana. Koncerny, poza BMG, pozostają oficjalnie niewzruszone. Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, kto dyktuje warunki?

Sojusz wielkich pieniędzy i ustalonej pozycji na rynku z systemem sądowniczym okazał się siłą, której musiała ulec niezwykle popularna i nowatorska witryna, pionier technologii i systemu dystrybucji muzyki, który w ciągu kilku lat stanie się standardem, jeżeli tylko skostniałe wytwórnie wypracują system, który zapewni im dochody.

Jeżeli nawet to uczynią, to bez większego entuzjazmu. Zmiana systemu dystrybucji wymaga zmiany filozofii sprzedaży muzyki. Już nie płyty a single staną się towarem. Przynajmniej takie wnioski można wyciągnąć penetrując twarde dyski na komputerach użytkowników Napstera. Jak koncerny sobie z tym poradzą? Będą musiały ponieść niebagatelne koszty nowych rozwiązań technologicznych i marketingowych. Po co nam to, myślą zapewne prezesi koncernów „wielkiej piątki”, skoro nasz biznes przynosi i tak miliardowe zyski?

Tym bardziej, że Internet czyni piractwo muzyczne, łatwiejszym niż kiedykolwiek przedtem. Trudno wierzyć, że Napster do spółki z Bertelsmannem wymyśli zabezpieczenia, których nie złamią geniusze pokroju Kevina Mitnicka czy Kima Schmitza. O tym wszystkim szepcą sobie w zacisznych gabinetach prezesi koncernów muzycznych. Stąd ich niechęć do Internetu. Dlatego jeszcze żaden koncern nie rozprowadza tą drogą muzyki, chociaż badania nad tym prowadzą od lat największe firmy informatyczne. Z całym szacunkiem dla Shawna Fanninga, ale IBM i Microsoft mają na pewno nie gorszych niż on programistów i lepiej wyposażone pracownie. Widać nikomu nie zależało, aby prace doprowadzić do końca.