Trzask i pękło

Cisco Systems wstrzymało wszelkie zakupy nowych firm w związku z załamaniem rynku zaawansowanych technologii i spadkiem akcji spółki. Zbankrutowała witryna handlowa Boo.com i dostawca internetowych zakupów Kozmo. Nawet jeden z najbardziej znanych na świecie portali Yahoo! w I kwartale br. poniósł stratę w wysokości 11,5 mln USD netto, a wartość jego przychodów zmniejszyła się o 48 mln USD.

W Polsce jednym z pierwszych portali, który na własnej skórze odczuł skutki nadciągającego kryzysu, był Ahoj. W połowie października kierownictwo portalu zaczęło zatrudniać wielu dziennikarzy. Tylko do serwisu sportowego przyjęto ok. 30 osób. W szczytowym miesiącu rozkwitu - listopadzie - portal zatrudniał ponad 150 osób. Kupowano nowy sprzęt, obiecywano złote góry. Złe wieści nadeszły nagle. Na początku grudnia menedżerowie postanowili: zwalniamy.

"Jeszcze miesiąc wcześniej szefowie zapowiadali, że czekają mnie zagraniczne wyjazdy, ekskluzywne wywiady" - opowiada jeden z dziennikarzy zwolnionych z działu sportowego. - "Dyrektor programowy Tomasz Raczek poprosił, żebym przeprowadził wywiad z Andrzejem Gołotą. Powiedział, że pieniądze nie mają znaczenia".

Dziennikarze mieli zarabiać po 4 tys. zł. Większość z nich została przyjęta na etat. Kiedy po dwóch czy trzech tygodniach okazało się

że obiecany sprzęt nie dociera do redakcji, pracowników uspokajano: "Spokojnie, serwery już są, czekają do odbioru na lotnisku".

Nasz rozmówca twierdzi, że od początku koncepcja portalu była zbyt rozdmuchana. Szefowie Ahoj podejmowali lekkomyślnie decyzje finansowe licząc, że inwestor znajdzie się za pięć minut. Tymczasem okazało się, iż chętnych do wkładania pieniędzy w internetowy biznes jest coraz mniej.

Według większości osób, z którymi rozmawialiśmy, klapa Ahoj potwierdza jedynie, że w ekonomii, tak jak w przyrodzie, obowiązuje prawo doboru naturalnego. Ahoj przed zamknięciem na kłódkę uratował, przynajmniej czasowo, Chemiskór, który przejął portal. Ale do dziś z przeszło 100 zatrudnionych w firmie pozostało ok. 20 osób.

Okres załamania przeżyła też Arena. Przebojem weszła na rynek, posiłkując się efektowną akcją reklamową. Kiedy wczesną wiosną ub.r. portal rozpoczął działalność, miał śmiałe plany.

Jego ambicją było utworzenie własnych serwisów informacyjnych: ekonomicznego, politycznego i kulturalnego. Pracę znalazło tam wielu dziennikarzy. "Wydawało się, że wszystko idzie wspaniale" - opowiada jeden z byłych pracowników Areny. - "Przed Bożym Narodzeniem kierownictwo urządziło wspaniałe przyjęcie. Mnóstwo wykwintnego jedzenia i trunków. Kelnerów było więcej niż zaproszonych gości. A po świętach mnie i kilkudziesięciu innym osobom wręczono wypowiedzenie. Szefowie twierdzili, że zmienili strategię rozwoju firmy".

W uzdrawiającą moc Internetu uwierzył również miesięcznik Businessman Magazine, który przed rokiem uruchomił elektroniczną wersję. Z założenia miał to być internetowy serwis ekonomiczny, adresowany zarówno do kadry menedżerskiej, jak i ludzi nie związanych z zarządzaniem. Mimo iż serwis tworzony był przez miesięcznik, informacje w nim zawarte były aktualne. Znaleźć tam było można zarówno newsy, jak i analizy czy komentarze. Niektórzy dziennikarze serwisu potrafili wynegocjować płace nawet na poziomie 7 tys. zł. Latem ub.r. serwis zatrudniał ok. 30 osób - jedna trzecia z nich to koordynatorzy i asystentki.