Szlaban dla stron z filmami?

Chaciński uważa jednak inaczej: -W wysyłanych pismach SFP-ZAPA powoływała się na art. 70 ustawy o prawie autorskim do czasu upływu jego mocy prawnej. Obecnie kończą się prace na nowym brzemieniem zakwestionowanego przez Trybunał Konstytucyjny artykułu. W nowym brzmieniu przedmiotowy przepis prawa rozszerzy zakres uprawnionych do wynagrodzenia pobieranego przez organizacje zbiorowego zarządzania, czego skutkiem będzie powiększenie pola działalności tychże organizacji - poza enumeratywnie podanych uprawnionych w dotychczasowym brzmieniu cytowanego artykułu.

Trailera też zamieścić nie można

Jak powiedział nam Chaciński, bez zgody twórców na własnej stronie internetowej nie można umieszczać fragmentów filmów czy seriali. A co z trailerami (zapowiedziami) filmowymi? -Zawsze potrzebna jest wyraźna zgoda producenta, który określa w umowie warunki udostępnienia filmów. Ponadto, na podstawie (nowelizowanego obecnie) art. 70 ustawy o prawie autorskim i prawach twórcy są uprawnieni do otrzymania wynagrodzenia z tytułu tego udostępniania. Doprecyzowania wymaga też pojęcie "trailera". Zgodnie z definicją (źródło: Wikipedia) jest to krótki film zmontowany z fragmentów filmu fabularnego, najciekawszych, najdynamiczniejszych czy najzabawniejszych, będący jego zapowiedzią i jednocześnie reklamówką. Niestety w większości przypadków administratorzy / właściciele stron internetowych podciągają pod hasło "trailer" także nieautoryzowane przez uprawnionych fragmenty filmów lub ich kompilacje.

Dochodzimy do absurdu

Jak zauważa Alek Tarkowski, socjolog i badacz nowych mediów: -Roszczenia Stowarzyszenia Filmowców Polskich ukazują nieprzystawalność prawa do nowych modelów obiegu dzieł kultury. Ich konsekwentna realizacja doprowadzi do absurdu - okaże się, że przestępcą jest każdy, kto np. umieszcza na swoim blogu zagnieżdżone klipy z serwisu YouTube. Z kolei pobieranie opłat od indywidualnych użytkowników może całkowicie zahamować rozproszony obieg kultury, jaki umożliwia internet - a nijak nie wpłynie na komercyjne piractwo będące faktycznym wrogiem twórców. Do tego pojawia się pytanie, czy zebrane fundusze będą równie gorliwie rozprowadzane. Bowiem całkiem wiele osób z pomocą serwisów takich jak YouTube nie tylko ogląda cudze produkcje, ale także udostępnia własne treści, za które mogliby otrzymywać tantiemy.

Czy organizacje reprezentujące autorów rzeczywiście działają w imieniu twórców? Bywa z tym różnie. Przekonał się o tym znany prawnik Piotr "Vagla" Waglowski, któremu nie udało się uzyskać pieniędzy od stowarzyszenie KOPIPOL, które teoretycznie powinno zarządzać prawami autorskimi twórców dzieł naukowych.

Szlaban dla stron z filmami?