Światłowodowych to szkieletów, nie autostrad ludy

Plajta czy wysokie straty młodych firm to zresztą nie tylko świadectwo kiepskiej kondycji gospodarki, ale także efekt niedopracowania biznesplanów.

Plajta czy wysokie straty młodych firm to zresztą nie tylko świadectwo kiepskiej kondycji gospodarki, ale także efekt niedopracowania biznesplanów.

Czy z nową, polską gospodarką jest tak strasznie względnie czy bezwzględnie? Đ oto jak powinno brzmieć pytanie, na które odpowiedź próbowaliśmy znaleźć, badając kondycję portali, dostawców dostępu do Internetu, start-upów i funduszy venture capital.

A może opisując problemy, z jakimi borykają się krajowe firmy, używamy niewłaściwego języka, który odnosi się do sytuacji ekonomicznej państw wyżej rozwiniętych, jak USA, Japonia czy kraje Unii Europejskiej? Zresztą kłopotów polskich dotcomów nie da się sprowadzić do wspólnego mianownika.

W USA najbardziej wymiernym wskaźnikiem recesji są zwolnienia grupowe ogłaszane przez największe tuzy e-biznesu, takie jak Cisco, Yahoo! czy Amazon. W Polsce takie dane nie są na ogół ogłaszane oficjalnie i wieści o nich rozchodzą się pocztą pantoflową. Powód? Lwia większość firm to nie są spółki publiczne, nie mają więc obowiązku informować o zwolnieniach. Dlatego siłą rzeczy wiedza

o zwolnieniach w krajowym e-biznesie jest fragmentaryczna. Jednak nawet jeśli polskie firmy masowo zwalniają pracowników (Ahoj, Arena, Poland.com, żeby ograniczyć się wyłącznie do portali), nie oznacza to jeszcze, że mamy do czynienia z recesją. Według dyrektor Susan Schadler z Międzynarodowego Funduszu Walutowego wzrost PKB w naszym kraju nie przekroczy w tym roku 3%. To dane alarmujące, ale żeby można było mówić o recesji, PKB musiałby spadać przez dwa kwartały pod rząd. Wygląda więc na to, że jak dotąd mamy do czynienia jedynie ze spowolnieniem rozwoju gospodarczego. Plajta czy wysokie straty młodych firm to zresztą nie tylko świadectwo kiepskiej kondycji gospodarki, ale także efekt niedopracowania biznesplanów, umów fatalnie zabezpieczających interesy spółek czy najzwyczajniej zbyt wysokich kosztów. Bo czy normalne jest, by spółka, nawet mająca tak bogatego właściciela, jak Telekomunikacja Polska, zatrudniała kilkadziesiąt osób w biurze zarządu? Możliwe więc, że gospodarka po paroksyzmach, które niechybnie nas czekają w związku z nadchodzącymi wyborami do parlamentu, powoli zacznie wychodzić z dołka, ale rozdęte nadmiernie dotcomy będą padać jak muchy jeden po drugim.

Jeśli e-firmy nie zarządzą alarmu na pokładzie, bezwzględnie tnąc koszty, najgorsze dopiero może je czekać. Warto pamiętać, że casus Ahoja, którego przed bankructwem uratował zmieniający skórę Chemiskór, to zaledwie przedsmak spektakularnych upadków dotcomów zza oceanów.

Pod domami rodzimych rekinów e-biznesu nie czają się o świcie egzekutorzy długów, odholowujący z powodu nie spłaconych kredytów luksusowe samochody. W Polsce za długi raczej nie idzie się do więzienia, ale zła marka utracjusza, gdy przylgnie do nazwiska, może nie być dobrą wizytówką w funduszach finansujących start-upy, a co dopiero w tradycyjnych bankach udzielających kredytów.

Ale nawet jeśli rację mają pesymiści i za rok, dwa lata większości obecnych firm internetowych już nie będzie, to i tak pozostanie nowoczesna infrastruktura, która będzie służyła nowo narodzonym uczestnikom gry rynkowej. Sieci szkieletowe, bez których funkcjonowanie współczesnej gospodarki jest nie do pomyślenia, rosną znacznie szybciej niż autostrady. Jeślibyśmy dokonali zestawienia, ile kilometrów nowo położonych światłowodów przypada na jeden kilometr autostrady oddanej do użytku w ciągu ostatnich czterech lat, okazałoby się, że krwiobieg tzw. starej gospodarki jest w znacznie gorszym stanie niż nowej. Gdyby jeszcze prace legislacyjne nad aktami prawnymi, niezbędnymi do prowadzenia działalności rynkowej, nadążały za rozwojem najważniejszych technologii, byłoby zupełnie nieźle.

Dzięki Sieci faktycznie wkroczylibyśmy w XXI wiek, a w XIX, bo na pewno jeszcze nie w XX wieku, tkwiłaby tylko sieć dróg.