Schodzimy na ziemię

W tym roku w lipcu Tachyon wyruszył na kolejną już pielgrzymkę po największych bankach, aby podnieść swój kapitał. Ich poprzednie trasy w latach: 1997, 1998 i 1999 zaowocowały podwyżką w wysokości 38,4 mln dolarów od inwestorów publicznych, włączając w to Centennial Funds, CEA Capital Partners i Bank Boston. Firma dotąd pozostaje w rękach prywatnych i w najbliższej przyszłości nie wybiera się na giełdę.

Aby zarobić więcej pieniędzy, tu Tachyon i jemu podobne firmy muszą odpowiedzieć na pytanie, czy zapotrzebowanie na szerokopasmowy dostęp do Sieci wzrośnie szybciej niż możliwości transmisji przez kabel czy DSL. Część terenów rolniczych na całym świecie nigdy nie będzie miała dostępu do żadnego z tych dwóch rozwiązań. Te same, niszowe rynki optują za telewizją satelitarną, a obsługiwanie społeczności rolniczych raczej nie wróży wielkiego rynku zbytu. Okazuje się również, że nie ma tak wiele firm posiadających biura rozsiane po świecie tak bardzo, że potrzebne im są satelitarne połączenia do komunikacji. Jeśli gdzieś Tachyon się przeliczył, jak przyznaje Koehler, jest to jednak pomysł, że wielkie amerykańskie firmy zapłacą za połączenie satelitarne, po to by mieć wsparcie na wypadek awarii połączeń lądowych. Wobec tego firma zmieniła swój plan marketingowy i postanowiła skupić się na obsłudze głównych klientów, obiecując szybką instalację firmom w Ameryce Południowej i Europie. Zakładają, że zapotrzebowanie na szybki dostęp do Sieci prędzej wzrośnie na tych rynkach, a później na terenach, gdzie w ogóle nie ma szybkiego dostępu, czy w krajach rozwijających się takich jak Chiny lub Rosja.

"Kiedy patrzysz na wszystkich ludzi na tej planecie" - mówi Carneal - "to rynek wydaje się gigantyczny. Jeśli uda nam się zdobyć choć 2% udziałów, to na pewno nie przegramy".

Z Koehlerem na pokładzie Tachyon ma przewagę w zdobywaniu części tych jeszcze nie zbadanych rynków. Może Koehler nie grał w gry wojenno-szpiegowskie, ale już od dawna tkwi w zamkniętym świecie satelitów.

"W Chinach i Rosji wojsko ma dostęp do najlepszych rzeczy" - mówi ostrożnie dobierając słowa. - "To oni posiadali technologię satelitarną w latach 80. i oni byli moimi przeciwnikami podczas zimnej wojny. Zrobili kawał dobrej roboty. Teraz moi wrogowie stali się moimi kolegami". Co brzmi doskonale. Ale pomijając międzynarodowe intrygi, ta branża ma jeszcze sporo do udowodnienia, zwłaszcze sceptykom, którzy słyszą "satelita" i rozumieją "malownicze spadanie w płomieniach". Nadal istnieje duże prawdopodobieństwo, że to, co ICO-Teledesic nazywa "niebiańskim Internetem", zmieni się w "niebiański złom".