Rubens pod myszką

Historia sprzedaży dzieł sztuki w Internecie nie jest długa. Obrazy i rzeźby zaczęto sprzedawać w Sieci już przed kilkoma laty, ale dopiero od niedawna na szerszą skalę. Prekursorem aukcji z prawdziwego zdarzenia była francuska firma internetowa Nart.com., która pod koniec 1999 r. wystawiła pod wirtualny młotek ponad 300 obiektów. Warunkiem uczestniczenia w aukcji było podanie numeru swojej karty kredytowej. Tylko drobną część licytowanych dzieł można było oglądać w Paryżu przy Polach Elizejskich, reszta była dostępna wyłącznie w katalogu internetowym.

W Internecie nie wystawiono jednak znanych obrazów czy rzeźb. W ofercie znalazł się wprawdzie rysunek Picassa i płótno Renoira, ale ich wyceny nie przekroczyły kilku tysięcy dolarów. Organizatorzy aukcji uznali - i słusznie - że nie będzie wielu chętnych do kupowania w Internecie dzieł o wartości kilkudziesięciu tysięcy dolarów.

Nart.com postanowiła zainwestować w sprzedaż sztuki w cyberprzestrzeni po doświadczeniach berlińskiej filii eBay, internetowego domu aukcyjnego ze Stanów Zjednoczonych. Kilka tygodni wcześniej eBay sprzedawał za pomocą Internetu obraz Rembrandta "Obrzezanie Chrystusa" w cenie 29 mln DEM. Aukcja cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, choć autentycznych kupujących nie było zbyt wielu. Poza tym proponowali mniej, niż wynosiła cena wywoławcza. Mimo to szefowie Nart.com doszli do wniosku, że wirtualne licytacje mogą być dobrą inwestycją na przyszłość, i zapoczątkowali erę internetowych aukcji dzieł sztuki.

Po nich na handel w Internecie zdecydowały się największe światowe domy aukcyjne. Firma Sotheby's na stronach www.sothebys.com zaczęła sprzedawać dzieła sztuki, antyki, biżuterię i przedmioty kolekcjonerskie.

Konkurujący z Sotheby's dom aukcyjny Christie's na stronach internetowych (www.christies.com) publikuje dokładne ekspertyzy wyceny i szczegółowe informacje o sprzedawanych w Sieci przedmiotach.

Ale nawet te dwa renomowane domy aukcyjne nie mogą poszczycić się sprzedażą w Internecie zbyt wielu przedmiotów, których wartość przekraczałaby 5 tys. USD.

Dlaczego? Eksperci twierdzą, że potencjalni klienci nie do końca przełamali opory przed Internetem. A i dzieła sztuki są towarem specyficznym. Starzy kolekcjonerzy, którzy wydają na obrazy czy antyki najwięcej pieniędzy, należą do konserwatystów. Z niechęcią i podejrzliwością zmieniają upodobania. Wciąż przyciąga ich specyficzny klimat tradycyjnej aukcji: stuk młotka i napięcie widoczne na twarzach rywali.

Na Zachodzie ograniczone zaufanie do Internetu nadal jest widoczne. Nie można więc dziwić się, że w Polsce, która pozostaje nieco w tyle, kolekcjonerzy boją się kupować dzieła sztuki w cyberprzestrzeni. Na wyspecjalizowanych internetowych stronach kosztowne obrazy nie cieszą się powodzeniem. Na www.allegro.pl, największym polskim internetowym targu, nie ma żadnej oferty sprzedaży dzieła sztuki. Za takie nie można raczej uznać rzeźby głowy Lenina wykonanej przez uczniów Liceum Plastycznego w Lublinie (cena wywoławcza 300 zł - ani jednej oferty kupna). Trudno też do dzieł zaliczyć obraz, przedstawiający aniołka, wykonany - jak wyjaśniono w opisie - "z jakiejś masy podobnej do alabastru". Cena wywoławcza - 45 zł. W licytacji wzięło udział trzech chętnych.