Polski e-commerce. A co to takiego?

Jeśli chodzi o turystykę przez Sieć, tak popularną obecnie na zachodzie, na razie mamy dwie poważne oferty: Rainbowtours i Scan Holiday.

Wadą polskich sklepów jest to, że z reguły mają jedną grupę asortymentową. To jednak też może się zmienić. O utworzeniu hipermarketu internetowego głośno mówi Prokom i Softbank, a Optimus i Polsat utworzyły spółkę eMarket, która będzie parać się głównie handlem w Internecie. Na razie liczba sklepów oferujących więcej niż 8 grup asortymentowych to zaledwie 4,2 procent całości, ale 6-7 grup towarów ma już 10 procent.

Najczęściej w e-sklepie znajdziemy towary pokrewne (np. książki i muzykę czy sprzęt komputerowy i oprogramowanie). Ale czasami zdarza się i tak, że w jednym wirtualnym sklepie można kupić szampon i np. grabie. Wygląda to dziwnie, lecz ma logiczne uzasadnienie, jeśli dwóch partnerów właściciel sklepu ogrodniczego oraz właściciel kosmetycznego - postanowią wspólnie handlować w Sieci. Ale to nie są częste przypadki.

Jak już wspominałem, w 1999 roku sklepy sprzedały towary za 20 milionów złotych (wobec 5 milionów rok wcześniej). Większość sklepów zanotowała sprzedaż na poziomie poniżej 10 tysięcy złotych, ale 9 procent uzyskało od 100 do 200 tysięcy złotych, a 3 procent nawet przekroczyło 200 tysięcy złotych.

Internauci, którzy zdecydowali się na zakupy w Sieci, oceniają ten sposób jako wygodniejszy, tańszy, szybszy albo łatwiejszy w realizacji. Znaczącym argumentem zachęcającym do robienia zakupów w Sieci jest, według badanych, niższa cena. Jednak może być ona wynikiem sztucznego obniżania marż po to, aby być konkurencyjnym wobec zwykłych sklepów. Ale badani wyrazili również obawy przed ujawnianiem swoich danych w Sieci, podaniem numeru konta, mało bezpiecznym sposobem płatności czy przechwyceniem danych przez hakerów. Do tego dochodzi jeszcze lęk przez nieuczciwością sprzedających (w Internecie towar może wyglądać trochę inaczej niż w rzeczywistości – o tym przekonał się niejeden klient domów wysyłkowych).