Nosił wilk razy kilka

Dopiero gdy Unia Europejska "tupnęła nogą", polski rząd zobowiązał się do wprowadzenia konkurencji na rynku telefonicznych usług międzymiastowych. A miała ona funkcjonowaćjuż od połowy ub.r.

Dopiero gdy Unia Europejska "tupnęła nogą", polski rząd zobowiązał się do wprowadzenia konkurencji na rynku telefonicznych usług międzymiastowych. A miała ona funkcjonowaćjuż od połowy ub.r.

Pod koniec kwietnia br. Komisja Europejska poinformowała, że Polsce grozi ponowne otwarcie negocjacji członkowskich w sprawie telekomunikacji, ponieważ nasz kraj odmawia otwarcia rynku zgodnie z ustalonym harmonogramem.

W obawie przed ponownym rozpoczęciem żmudnych negocjacji polski rząd zobowiązał się, że od lipca zaczną działać konkurenci Telekomunikacji Polskiej SA na rynku połączeń międzymiastowych. Oznacza to, że konkurencja wreszcie się pojawi, ale z rocznym opóźnieniem. Jeszcze przed rokiem wydawało się, że z możliwości wyboru operatora, który połączy naszą rozmowę telefoniczną z odbiorcą w innym mieście, będziemy mogli skorzystać już w drugiej połowie 2000 r. W styczniu ub.r. wyłoniono trzech operatorów, którzy mieli konkurować z TP SA w zakresie połączeń long-distance. Jednak zmiany na stanowisku ministra łączności spowodowały, że koncesje przyznano dopiero po pięciu miesiącach od rozstrzygnięcia przetargu.

W połowie maja resort łączności wydał trzy koncesje międzymiastowe. Otrzymała ją Netia 1, w skład której wchodzi największy konkurent Telekomunikacji Polskiej w telefonii lokalnej, firma Netia oraz jej szwedzki współwłaściciel Telia. Druga przypadła firmie Energis - konsorcjum zawiązanemu przez PKP, brytyjskie przedsiębiorstwo działające w branży energetycznej i telekomunikacyjnej National Grid i PT Centrala. Trzecią otrzymał Niezależny Operator Międzystrefowy, spółka powołana przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne i firmę od niej zależną Tel-Energo, które mają 65% udziałów.

Reszta udziałów przypadła PKN Orlen. Łącznie trzy konsorcja zapłaciły za koncesje 74 mln euro. Nie jest to kwota szokująca w porównaniu z cenami licencji na telefonię lokalną, ale Ministerstwo Łączności chciało uniknąć morderczej licytacji i "odbijania" sobie wysokich kosztów na abonentach. Dlatego w przetargu brano pod uwagę przede wszystkim wiarygodność oferty i inwestorów. Innych chętnych nie było: po trzy koncesje zgłosiły się tylko trzy firmy.

Ówczesny minister łączności Tomasz Szyszko zapowiadał, że już niedługo ceny rozmów międzymiastowych spadną o ok. 20%.

Przyszli operatorzy zapowiadali nawet 40-50-proc. obniżkę kosztów połączeń z innymi miastami.

Obecnie w Polsce rozmowy międzymiastowe należą do najdroższych w Europie. Resort łączności przekonywał, że operatorzy, którzy wygrali przetarg, uzyskali doskonałą pozycję do obsługi połączeń międzynarodowych, gdy po 2002 r. znikną na nie koncesje. Każdy następny gracz, który pojawi się na naszym w pełni zliberalizowanym od 2002 r. rynku telefonicznych usług "długodystansowych", będzie skazany na dzierżawę łączy od TP SA i tych, którzy już wybudowali infrastrukturę.

Koszt budowy od podstaw konkurencyjnej sieci międzymiastowej Ministerstwo Łączności oceniało przed rokiem na mniej więcej 200 mln USD. Jednak już wtedy było jasne, że nie uda się zrealizować pierwotnego, lipcowego terminu pojawienia się konkurencji. Do czasu, gdy zwycięzcy przetargu nie mieli koncesji, Telekomunikacja Polska nie chciała z nimi rozmawiać na temat przyszłej współpracy.