Nie będzie magafuzji

Dwie z trzech największych polskich firm informatycznych jeszcze niedawno sporo mówiły o fuzji. Kiedy Prokom kupił 10% akcji Softbanku, wydawało się, że powstanie komputerowego giganta jest tylko kwestią czasu. Nagle jednak wszyscy nabrali wody w usta.

Dwie z trzech największych polskich firm informatycznych jeszcze niedawno sporo mówiły o fuzji. Kiedy Prokom kupił 10% akcji Softbanku, wydawało się, że powstanie komputerowego giganta jest tylko kwestią czasu. Nagle jednak wszyscy nabrali wody w usta.

Dlaczego do połączenia nie doszło? Zarówno Prokom, jak i Softbank milczą. Aleksander Lesz, prezes Softbanku, zasłania się tajemnicą. Ale nie wygląda na zmartwionego. Prokom, kupując od niego 10% akcji firmy, pomógł mu spłacić kredyt. Tymczasem cena akcji Softbanku znacznie spadła i nie opłaca się ich sprzedawać. Kto na tej transakcji kiepsko wyszedł? Ryszard Krauze. Za akcje warte obecnie ok. 42 mln zł zapłacił 128 mln.

O największej fuzji w historii polskiej informatyki możemy na razie zapomnieć. Zgodnie z planem Prokom i Softbank miały się połączyć, a przynajmniej podjąć decyzję o połączeniu do końca czerwca. Nic takiego się nie wydarzyło. Fakt ten nie był też specjalnym zaskoczeniem. Przynajmniej od kilku miesięcy wiadomo, że połączeniowych planów nie da się zrealizować w zaplanowanym terminie. Na początku września 2000 r. spółki poinformowały, że gdyński integrator nabył za 128 mln zł walory Softbanku, stanowiące 9,99% kapitału warszawskiego... no właśnie, czy konkurenta? Obie firmy specjalizują się we wdrażaniu systemów informatycznych u dużych klientów.

Ale na tym podobieństwa się kończą. Prokom zdominował rynek zamówień publicznych i przedsiębiorstw, Softbank zaś nie miał do tej pory sobie równych w bankowości i finansach. W tej sytuacji fuzja byłaby idealnym rozwiązaniem, gdyż oferty obu firm się uzupełniają. Fuzja Prokomu i Softbanku niejeden raz gościła na czołówkach prasy ekonomicznej. Prezes i główny udziałowiec Softbanku Aleksander Lesz wielokrotnie powtarzał, że przed wejściem Polski do Unii Europejskiej największe polskie firmy komputerowe (początkowo była mowa, oprócz Prokomu i Softbanku, o ComputerLandzie, z czasem zaczęła też padać nazwa Optimusa) powinny połączyć się, żeby móc przeciwstawić się konkurencji silnych firm europejskich. Odzewu nie było, jedynie prezes Prokomu Ryszard Krauze w listopadzie 1999 r. stwierdził w jednym z wywiadów, że jeśli jego firma miałaby się z kimś połączyć, to tylko z Softbankiem. Argumentem było właśnie uzupełnianie się ofert obu firm. I na tej podstawie dla niektórych dziennikarzy fuzja Prokomu i Softbanku stała się niemal faktem. Tak naprawdę tylko prasowym.

Ale gdy wydawało się, że to tylko dziennikarskie dywagacje, Prokom kupił akcje Softbanku. Temat fuzji powrócił jak bumerang. Pod koniec września 2000 r. firmy miały przedstawić wspólny plan. Nie zrobiły tego do dziś.

Od początku giełdowi integratorzy byli bardzo powściągliwi w udzielaniu wypowiedzi. Prokom milczał, Aleksander Lesz przypominał tylko, że o fuzji mówił od dawna, ale konkretów nie chciał ujawnić, tłumacząc to dobrem prowadzonych negocjacji. Później temat i emocje przycichły. Nieoczekiwanie w marcu obudził się Prokom. Znad morza zaczęły dochodzić sygnały, że negocjacji z Softbankiem gdynianie już nie prowadzą, a temat fuzji można uznać za nieaktualny. Później informacje te się potwierdziły.

Za największego zwycięzcę można uznać w tej sytuacji Aleksandra Lesza, mimo że plany fuzji spaliły na panewce. W połowie 1999 r. z Softbanku z powodu kłopotów finansowych wycofał się inwestor strategiczny - ICL. Posiadany przez firmę blisko 25-proc. pakiet akcji Softbanku trafił w części do Aleksandra Lesza i CA IB. Docelowo zaś miał przejąć go nowy partner strategiczny, którego Softbank wiąż nie ma. Aleksander Lesz kupował akcje własnej firmy na kredyt i musiał dość szybko znaleźć na nie nabywcę, aby spłacić pożyczkę. I znalazł Prokom.

Do fuzji jednak na razie nie doszło. Tymczasem 10% akcji Softbanku, które Prokom kupił za 128 mln zł, dziś z powodu dekoniunktury na giełdzie warte jest ok. 42 mln zł. Ale to już problem Prokomu, a nie Aleksandra Lesza.