Nalot Policji na dom właściciela Wikileaks.de! Czarna lista zakazanych stron w sieci

Wczoraj w serwisie Twitter pojawiła się informacja o nalocie policji na mieszkania właściciela domeny Wikileaks.de - Theodora Reppe'a. Wszystko wskazuje na to, że akcja miała bardzo bliski związek z "czarną listą" stron internetowych Urzędu ds. Komunikacji i Mediów (ACMA), która wyciekła do sieci w poniedziałek. Wspomniana lista wyciekła do sieci w poniedziałek. Jej zawartość to około 2400 linków prowadzących do najbardziej kontrowersyjnych i łamiących wszelkie normy moralne stron internetowych. Historia przypomina rozdział z powieści kryminalnej. ACMA odcina się od listy i jednocześnie wszczyna międzynarodowe śledztwo w tej sprawie. W tle tych wydarzeń znajduje się pomysł australijskiego rządu, który chce wprowadzić filtr na skalę krajową.

Theodor Reppe jest właścicielem niemieckiej domeny wikileaks.de, jednej z wielu na świecie należących do Wikileaks. Przypomnijmy, że serwis umożliwia internautom anonimowe publikowanie w Sieci poufnych danych (należących np. do firm, organizacji i instytucji rządowych).

Wikileaks opublikowało wczoraj na Twitterze bardzo krótką notkę:

"Policja przeprowadziła nalot na mieszkania właściciela domeny Wikileaks.de. Powodem lista stron ocenzurowanych. Czekajcie na więcej informacji"

Jednocześnie na oficjalnej stronie Wikileaks pojawił się komunikat, że akcja policji związana była ze "śledztwem organów ścigania w sprawie rozpowszechniania pornografii" oraz "ujawnianiem dowodów w tej sprawie". Wikileaks podało również, że Theodor Reppe nie jest zaangażowany w działalność strony w inny sposób niż tylko poprzez "sponsorowanie niemieckiej domeny i linkowanie do zasobów Wikileaks zawierających wycieki z raportów Congressional Research Service". Na stronie udostępniono również pełną dokumentację policji z nalotu.

Wszystko wskazuje na to, że nalot na mieszkania Theodora Reppe'a jest bezpośrednim następstwem wydarzeń sprzed kilku dni. W sobotę Wikileaks.org zostało całkowicie odłączone od sieci. Powodem było najprawdopodobniej przeciążenie serwerów spowodowane setkami tysięcy odwiedzin ze strony australijskich internautów.

Wikileaks 19 marca opublikowało nieoficjalny spis ponad 2395 adresów internetowych, które Australijski Urzędu ds. Komunikacji i Mediów (ACMA) umieścił na swojej "czarnej liście" (wyciek danych). Wiadomo, że wśród adresów znaleźć można m.in. dziesiątki linków do stron oferujących dziecięcą pornografię czy usługi hazardowe. Z drugiej strony spis zawiera również zupełnie niewinne strony - jedna z nich to np. witryna prywatnego gabinetu dentystycznego.

Sprawa jest o tyle ważna, że australijski rząd zamierza wkrótce wprowadzić potężny krajowy filtr internetowy oraz nałożyć na dostawców wymóg monitorowania oferowanych przez nich treści (artykuły: Australia: politycy chcą wprowadzić cenzurę na wzór chiński oraz Australia chce zablokować "nieodpowiednie" WWW oraz p2p i BitTorrenta). Inną kwestią jest to, że podobny wyciek danych absolutnie nie powinien nastąpić - w sieci krąży teraz potężna lista adresów prowadzących do najgorszej części internetu.

Stephen Conroy, minister ds. komunikacji i broadbandu oraz naczelnik ACMA zaprzeczył jakoby lista była prawdziwa (link do oświadczenia w wersji angielskiej pod tym adresem). Jednocześnie jednak poinformował, że Federalna Policja Australii (AFP) zajmie się zbadaniem rzekomego wycieku.

Przedstawiciele Wikileaks odpowiedzieli na to oświadczenie stwierdzeniem, że strona jest założona w Szwecji i chronią ją ustawy zasadnicze, w tym ustawa o wolności prasy z 1949 roku oraz ustawa o wolności wypowiedzi z 1991 roku. Warto podkreślić, że akty te znajdują się na najwyższym szczeblu hierarchii w tym państwie. Sytuacja, w której australijskie śledztwo dotyczące źródeł Wikileaks dotknęłoby baz szwedzkich, byłaby bardzo kłopotliwa z prawnego punktu widzenia.

Wszystkich zainteresowanych sytuacją odsyłamy np. do bloga kensingtonvictoria.com, na którym znajdują się linki do wymienionego spisu.

O Wikileaks.org: Serwis Wikileaks.org powstał w 2006 r. - celem jego twórców było udostępnienie internautom mechanizmu pozwalającego na anonimowe publikowanie poufnych firmowych dokumentów, najróżniejszych wycieków, nieoficjalnych informacji itp. Witryna od początku była ostro krytykowana przez środowiska biznesowe i rządowe - a szczególnie te instytucje i firmy, których dokumenty pojawiały się w serwisie.