Na pomarańczowym świetle

Sprzedaż samochodów w Polsce gwałtownie się załamała. Dilerzy obniżają ceny, jednak wzrostu sprzedaży nie widać. W tej sytuacji sprzedaż przez Internet, która oznacza obcięcie kosztów, wydawała się skuteczną alternatywą. Samochodowe dotcomy również jednak odczuły kryzys samochodowy. Jak wiele z nich zakończy działalność i czy wirtualne salony motoryzacyjne "zdążą na pomarańczowym" i wyjdą na prostą?

Sprzedaż samochodów w Polsce gwałtownie się załamała. Dilerzy obniżają ceny, jednak wzrostu sprzedaży nie widać. W tej sytuacji sprzedaż przez Internet, która oznacza obcięcie kosztów, wydawała się skuteczną alternatywą. Samochodowe dotcomy również jednak odczuły kryzys samochodowy. Jak wiele z nich zakończy działalność i czy wirtualne salony motoryzacyjne "zdążą na pomarańczowym" i wyjdą na prostą?

O tym, że w ostatnim czasie samochody sprzedają się bardzo słabo, donoszą praktycznie wszystkie media. Dilerzy i producenci uciekają się do najskuteczniejszych sposobów ratowania rynku: gwałtownie obniżają ceny. Ich promocyjne ceny najłatwiej z kolei przebić wirtualnym dilerom samochodowym, którzy ponoszą znacznie mniejsze koszty sprzedaży. Samochodowe dotcomy jednak także dotknął kryzys. Tysięczny samochód, sprzedany w Internecie przez mojeauto.pl, wcale nie poprawia humoru prezesowi tego portalu Jackowi Lisikowi. Jak bowiem przyznaje, portalowi nie udało się zrealizować założeń dotyczących udziału w rynku. Na pytanie o kondycję internetowego rynku samochodowego odpowiada więc krótko: "Jest słabo".

Jak opowiada Jacek Lisik, portal wystartował z planem, który zakładał, że po dwóch latach mojeauto.pl zdobędzie 0,5% rynku nowych samochodów w Polsce. Jego chłonność oszacowano na ok. 400 tys. aut rocznie, chociaż były już lepsze lata. W tym roku sprzedaż w tej części rynku motoryzacyjnego Jacek Lisik szacuje na ok. 320-330 tys. samochodów nowych. "Przez rok działalności sprzedaliśmy 1000 samochodów, czyli ok. 0,3% obecnego rynku. To mniej niż zakładaliśmy, ale przy udziale na poziomie 0,5% mielibyśmy szansę na przekroczenie bariery rentowności" - mówi Jacek Lisik.

O kłopotach internetowych salonów samochodowych zadecydowała sytuacja na rynku. Problemy mają producenci, o czym świadczą przykłady takich firm, jak Daewoo, Fiat czy Ford, u którego redukcja sprzedaży osiągnęła 60%. Do tego, jak uważa Jacek Lisik, dochodzą kłopoty "natury ogólnej" - wysokie koszty kredytowania i ubezpieczenia, akcyzy, benzyny - oraz kiepska zasobność portfeli społeczeństwa.

Pierwotne założenia wskazywały jednak, że paradoksalnie, nawet w takich "ciężkich czasach" portale motoryzacyjne poradzą sobie. Wąski strumień sprzedaży mógłby bowiem zostać skierowany do tańszego, elektronicznego kanału sprzedaży. "Tak też się nam wydawało i wszystkie symptomy na rynku na to wskazywały. Gdy inni mieli zdecydowanie mniejszą sprzedaż, nam łatwo było przy sprzedaży do klienta internetowego zaproponować wygodę, duży wybór i właśnie cenę" - mówi Jacek Lisik. Takie przekierowanie na razie nie nastąpiło. Wśród przyczyn, oprócz zapaści rynku samochodowego, przedstawiciele dotcomów motoryzacyjnych wskazują konserwatyzm rynku. "To trudny rynek, także ze względu na nieufność do elektronicznej formy sprzedaży u właścicieli komisów samochodowych. Wielu z nich nie ma nawet komputera, nie mówiąc o dostępie do Internetu. Tak więc włączanie ich punktów sprzedaży do współpracy z automarketem.pl oznacza w praktyce także internetyzację komisów samochodowych" - podkreśla Wojciech Kwiatkowski, prezes automarket.pl.

Jakie są więc perspektywy i szanse witryn specjalizujących się w handlu samochodami przez Internet w Polsce? "Od początku postawiliśmy na rynek aut używanych. W tym roku liczba zawartych na nim transakcji wyniesie ok. miliona. Jest to więc rynek szerszy i bardziej pojemny" - mówi Wojciech Kwiatkowski. Także mojeauto.pl, jedna z dwóch największych w kraju e-samochodowych witryn w Polsce, planuje w przyszłości skupić się na tej części rynku.