Na pomarańczowym świetle

Przy wszystkich zmartwieniach szefowie motoryzacyjnych dotcomów nie muszą się obawiać walki z internetowymi witrynami producentów, sprzedającymi samochody bez pośrednictwa. Koncerny samochodowe nie forsują własnych witryn umożliwiających sprzedaż. Odbywałoby się to bowiem kosztem zarówno tradycyjnego, jak i nowego, elektronicznego pośrednika. Co prawda ostatnio np. w Niemczech Opel zapowiedział zainwestowanie w rozwój sprzedaży internetowej swoich aut 20 mln DEM, jednak takie przedsięwzięcia - wg przedstawicieli polskich e-samochodowych firm - nigdy nie odbiorą im chleba. "To może być jednocześnie szansa dla nas. Producent na tym rynku nie może swoich dilerów sprowadzić do roli punktu wydającego samochód lub wykonującego przeglądy. Diler nie utrzyma się bez marży ze sprzedaży. Producenci myślą więc raczej o poszerzeniu kanału sprzedaży, zapewne w kooperacji z kimś takim jak my" - rozważa Jacek Lisik. Ponadto, jak zaznacza prezes mojeauto.pl, klient naciska na możliwość porównania różnych ofert, a to jest możliwe tylko na stronie zbiorczej.

Z kolei producenci i dilerzy także nie muszą się obawiać - ani teraz, ani w przyszłości - że wirtualne salony rozbiją sieć dilerską. "Ściśle współpracujemy z taką siecią, mamy podpisanych ponad 70 umów z przedstawicielami różnych marek" - mówi Jacek Lisik. Dzieje się tak, ponieważ odbiór i płatności odbywają się tradycyjnie. "Nasz e-commerce to e-commerce w 80%. Logistykę i płatność zostawiamy dilerom. Nie ma tu porównania choćby ze składaniem zamówień przez Internet software'u" - podkreśla Jacek Lisik.

Przyszłość samochodowych dotcomów, widoczna za niebezpiecznym rynkowym skrzyżowaniem, przez które przejeżdżają na pomarańczowym świetle, rysuje się więc dobrze. "Duża liczba klientów płacących niewielkie pieniądze za usługi, a także zniknięcie konkurencji poprzez konsolidację sprawią, że ten biznes będzie miał sens. Lecz trzeba tylko przeżyć" - mówi Jacek Lisik.