Margaryna, jogurt, Kwaśniewski

Analitycy sztabowi zauważyli, że w czasie weekendu przed elekcją, kiedy obowiązywała już cisza wyborcza, liczba gości na stronie www.olechowski.pl osiągnęła poziom porównywalny z dniami roboczymi o najwyższym wskaźniku oglądalności.

Może to oznaczać, że wielu wyborców było niezdecydowanych i w ostatniej chwili w Sieci poszukiwało dodatkowych informacji o kandydatach.

Jest to także sygnał, że w następnych wyborach prezydenckich politycy powinni głębiej zastanowić się nad przydatnością Internetu w kampanii wyborczej. Z pewnością trzeba potraktować to medium na równi z prasą, telewizją czy radiem. Lecz to dopiero za pięć lat.

"Nie zauważyłem specjalnych kampanii reklamowych w Internecie. Kandydaci nie byli obecni w Sieci, gdyż większość internautów to młodzi ludzie o wyrobionych poglądach politycznych. Myślę, że kampania wyborcza np. Andrzeja Leppera w Internecie nie zmieniłaby znacząco jego notowań" - podsumował Krzysztof Golonka z Internet Advertising Bureau.

Dodał też, że pretendentów do prezydenckiego fotela widział jedynie podczas dyskusji w chat-roomach. "Witryna internetowa jest niczym supermarket" - uważa Szymon Gutkowski z Corporate Profiles/DDB. "Tak jak sklep przyciąga klientów reklamą swoich promocji, tak samo dzieje się z witrynami w Sieci - drogowskazem do nich mogą być banery czy e-mailing" - podkreśla.

Te wszystkie działania powinny być jednak spójne. "Nie można na banerze obiecywać internautom cudownej zawartości, a potem prezentować byle co"- dodaje Gutkowski. Jego zdaniem najlepszą metodą promocji wizerunku kandydata na prezydenta w Sieci jest marketing wirusowy. Wtedy informacja rozprzestrzenia się w Sieci, ale nie jest traktowana jako spam. Jest natomiast odbierana jako informacja od znajomej osoby.