Król Midas i fałszywi prorocy

Gdy e-magnaci końca stulecia publicznie przyznają, że nie zajmują się pomnażaniem dóbr doczesnych, to wyrządzają krzywdę nie tylko sobie, ale nam wszystkim.

Gdy e-magnaci końca stulecia publicznie przyznają, że nie zajmują się pomnażaniem dóbr doczesnych, to wyrządzają krzywdę nie tylko sobie, ale nam wszystkim.

Niektórzy pionierzy nowej gospodarki uroczyście zaprzeczają, jakoby zajmowali się biznesem po to, by zarabiać pieniądze. "Nie zabiegam o to" - mówi Tim Koogie, dyrektor naczelny Yahoo! "To, co mnie interesuje, to wcale nie jest robienie pieniędzy per se" - zauważa najbogatszy człowiek świata Bill Gates. "Nie siedzę w tym dla bogactwa" - ogłasza człowiek z przegródki numer 2 Larry Ellison.

"Nigdy nie dbałem o pieniądze" - dołącza do chóru Steve Jobs z Apple. "Tu nie chodzi o pieniądze" - przysięga Mary Meeker, guru inwestycji firmy Morgan Stanley. Nawet Charles Schwab, którego firma obiecuje klientom właśnie zarabianie pieniędzy, upiera się, że tu o nie wcale nie chodzi.

O co więc w tym wszystkim chodzi? Adam Smith, budowniczy kapitalizmu, zakładał, że ludzie angażują się w działalność gospodarczą dla osiągnięcia zysku. Czy zatem cele tych, którzy osiągnęli największy sukces, zawodowo praktykując kapitalizm, ewoluują?

Czy z uroczystych oświadczeń mamy wnioskować, że największy światowy plan dochodzenia do bogactw jest w dużej mierze napędzany motywami nie obliczonymi na zysk?

Naprawdę tak nie jest. Magnaci nowoczesnej gospodarki wciąż kochają pieniądze. Chcą jedynie dać do zrozumienia, że kierują nimi również cele wyższe niż podwajanie zysków. Niektórzy z nich usiłują stworzyć "obłędnie wspaniałe wyroby", które "zbawią świat". Inni są bardziej zainteresowani zbawianiem siebie. "Celem mojej pracy nie jest przynoszenie do domu czeku, który pokryje rachunki" - powiedział niedawno jeden z dyrektorów zarządzających spółki nowej gospodarki. - "Chcę, by moja praca dawała mi coś, dla czego warto żyć".