Koszmar z ulicy Książęcej

W pierwszej części tygodnia Nasdaq - głównie dzięki zadowalającym danym makroekonomicznym - notował tylko minimalne spadki. Ale to marna pociecha dla naszych graczy. Obserwatorzy rynku podkreślali, że polski rynek nie bez powodu należy do najsłabszych na świecie. Spadki, mają ich, zdaniem podłoże fundamentalne i są konsekwencją kilku niesprzyjających czynników, których kombinacja ma tak opłakane skutki dla spółek i inwestorów.

Najważniejsze z nich to seria niepomyślnych danych ekonomicznych, słabe wyniki finansowe spółek za pierwszy kwartał br., kłopoty z przekazywaniem pieniędzy przez ZUS funduszom emerytalnym i przewartościowanie złotego, odstraszające od naszej giełdy zachodni kapitał. Wreszcie także fakt, że ostatnia obniżka stóp procentowych przez RPP o 1,5% była za mała, aby pobudzić naszą gospodarkę. Nie bez znaczenia są również próby odwołania minister skarbu Aldony Kameli-Sowińskiej oraz zbliżające się wybory.

Kiedy już wszyscy stracili nadzieję, że gwałtowne spadki kiedykolwiek się skończą, nieoczekiwanie przyszło ocieplenie. W czwartek TechWIG wreszcie przestał nurkować i zakończył notowania ciągłe na minimalnym plusie, zaś w piątek z impetem ruszył do odrabiania strat, zyskując ponad 3%. Czy to oznacza, że rynek wreszcie osiągnął dno? Zdaniem analityków po drastycznej przecenie może to być tylko krótka wzrostowa pauza, po której znów koniunktura się pogorszy. Wciąż nie ma bowiem żadnych powodów, dla których kursy powinny rosnąć. Wyniki finansowe za drugi kwartał, które zaczną spływać ze spółek w drugiej połowie miesiąca, najpewniej nie będą zbyt dobre, co nie poprawi nastrojów na parkiecie. Do zakupów akcji nie zachęca także trwający okres urlopowy. W dotychczasowej historii giełdy miesiące letnie rzadko były okresem przełomów na parkiecie.

Ale z drugiej strony w piątek zmienił się trend na rynku walutowym. Sięgający nawet kilkunastu groszy spadek wartości złotówki wobec dolara i euro (skutek spekulacyjnych działań zachodnich banków inwestycyjnych, a także kontrowersyjnych wypowiedzi przedstawicieli SLD na temat przyszłej polityki gospodarczej) może zachęcić do powrotu na warszawską giełdę zagranicznych inwestorów, dla których nasze papiery staną się tańsze.

Warto też zauważyć, że polskie spółki - nawet uwzględniając pogorszenie koniunktury w gospodarce i na rynku IT, a także ich słabsze wyniki finansowe - są już naprawdę tanie (skala przeceny w ostatnim czasie sięgnęła przecież kilkudziesięciu procent). Poza tym warto pamiętać, że zmiana trendu przychodzi wtedy, kiedy już wszyscy tracą nadzieję. Może więc nie wszystko jeszcze stracone?