Kiedy podpis elektroniczny

Wprowadzanie przepisów o podpisie elektronicznym w kolejnych krajach odbywa się w atmosferze nadzwyczajnej zgodności i w tempie zawrotnym jak na tworzenie prawa.

Wprowadzanie przepisów o podpisie elektronicznym w kolejnych krajach odbywa się w atmosferze nadzwyczajnej zgodności i w tempie zawrotnym jak na tworzenie prawa.

Prowokuje to do pytania, co w przypadku podpisu elektronicznego jest marchewką, a co kijem. Słowem – co leży u źródeł tej nieco zaskakującej mobilizacji?

Odpowiedzi na te pytania można upatrywać w praktyce obrotu prawnego przełomu tysiącleci. Trudno chyba byłoby dziś znaleźć biuro, gdzie nie używa się komputerów do tworzenia dokumentów. Do gromadzenia i przetwarzania ich wykorzystywane są komputerowe bazy danych, a skuteczną i szybką komunikację zapewnia Internet. Z dobrodziejstw komputeryzacji korzystają firmy, państwo i prywatni użytkownicy. Dlaczego więc „biuro bez papieru” pozostaje ciągle fikcją? Dlaczego każdy dokument jest najpierw drukowany, a zaraz potem na powrót przetwarzany na postać elektroniczną, i to w dodatku przy dużym nakładzie pracy i z użyciem kosztownego sprzętu i oprogramowania?

Czynnikiem sprawiającym, że tak trudno rozstać się z papierem, jest podpis. Własnoręczny podpis zawiera informację identyfikującą podpisującego - jego imię i nazwisko. Umieszczony pod dokumentem sugeruje, że podpisujący zapoznał się z całością. Z powodu niepowtarzalności jest naszą „biologiczną pieczęcią”. Te cechy podpisu sprawiły, że jest on podstawową formą nadawania dokumentom wiarygodności. Często wymaga go prawo - przy zawieraniu umów, jeżeli prawo lub umowa stron zastrzega formę pisemną, na deklaracjach podatkowych, ubezpieczeniowych, wszelkiego rodzaju podaniach czy pismach procesowych.

Przy wszystkich swoich zaletach w dobie gospodarki elektronicznej własnoręczny podpis ma podstawową wadę. Wymaga istnienia „fizycznego” dokumentu, najczęściej zadrukowanej kartki papieru. Staje się więc wąskim gardłem - spowalnia obrót i zmusza do ponoszenia kosztów często powtórnej „digitalizacji” dokumentu. Mamy więc marchewkę - to poważne przyspieszenie obrotu i źródło istotnych oszczędności, a wszystko za sprawą cyfrowego odpowiednika podpisu.

Podpis cyfrowy, aby pełnił swoją funkcję, musi mieć takie same cechy jak własnoręczny. Musi pozwalać na stwierdzenie, czy dokument pochodzi od określonej osoby i czy jego treść oraz postawiony na nim podpis nie zostały sfałszowane. Oba te wymogi spełniają asymetryczne systemy kryptograficzne opierające się na parze kluczy – publicznym i prywatnym, takie jak popularne PGP, które zapewniają nawet wyższą wiarygodność od dokumentów podpisanych tradycyjnie.