Kiedy podpis elektroniczny

Polskie opóźnienie w stosunku do czołówki nie jest na razie zbyt wielkie – projekt ustawy o podpisie cyfrowym ma trafić do Sejmu jesienią tego roku. „Apetyt” na podpis elektroniczny mają już ZUS i urzędy skarbowe, licząc na znaczne obniżenie kosztów odbierania i weryfikacji deklaracji ubezpieczeniowych i podatkowych.

Wobec braku projektu trudno przesądzać o jakości przyszłych polskich rozwiązań w kwestii podpisu cyfrowego. Niewątpliwie liczne kontrowersje związane będą z organem certyfikującym. Instytucja taka powinna być niezależna i darzona zaufaniem, powinna też dysponować kosztowną infrastrukturą teleinformatyczną na odpowiednim poziomie. Nie wiadomo, jakie rozwiązanie zostanie przyjęte – czy urząd certyfikujący będzie funkcjonował w ramach administracji państwowej, czy też przez instytucje niezależne, działające na podstawie koncesji uzyskanej od władz administracyjnych (to drugie rozwiązanie przyjęto np. w Niemczech).

Nie tylko polską bolączką jest też brak jednolitych standardów dotyczących kluczy szyfrujących.

Na odpowiednie przepisy nie będziemy jednak prawdopodobnie zbyt długo czekać - obok marchewki jest bowiem kij. Brak regulacji prawnej podpisu elektronicznego oznacza dziś rezygnację z wyścigu o zyski z e-biznesu, a to już niedługo może się okazać barierą rozwoju całej gospodarki.