Kazaa się broni

Adwokat Sharman Networks (dystrybutora Kazzy, programu do wymiany plików w Internecie) wygłaszał wczoraj swą mowę końcową. Podkreślał w niej, że firma nie może być odpowiedzialna za sposób, w jaki jej program zostanie wykorzystany przez użytkowników.

W 2004 roku przedstawiciele australijskiego przemysłu rozrywkowego zażądali od firmy Sharman Networks 100 milionów USD odszkodowania. Jako uzasadnienie swego żądania podali straty powodowane przez stworzony przez Sharman Networks program - Kazaa.

Ich zdaniem Kazaa była wykorzystywana do nielegalnej dystrybucji chronionych prawem autorskim produktów. Z zaprezentowanych przez nich informacji wynikało, że każdego miesiąca użytkownicy sieci kopiowali trzy miliony plików muzycznych, co miało narażać firmy nagraniowe na olbrzymie straty.

Przedstawiciele Sharman Networks nie zaprzeczają, że sieć stworzona przy pomocy ich oprogramowania może być wykorzystana w niecnych celach, argumentują jednak, że nie wolno pociągać firmy do odpowiedzialności za poczynania użytkowników programu. Tony Meagher, adwokat Sharman Networks, porównał sytuację do oskarżania producentów kserokopiarek czy magnetowidów za możliwość wykorzystania tych urządzeń do nielegalnego kopiowania materiałów. Podkreślił ponadto, że w licencji programu Kazaa znalazła się klauzula zakazująca wykorzystywania programu do łamania praw autorskich.

Prawnicy reprezentujący przemysł rozrywkowy wytknęli natychmiast, że Sharman Networks nie tylko zachęcało do łamania prawa, ale dodatkowo miało możliwość monitorowania, w jakim celu użytkownicy wykorzystują Kazzę - informacje na ten temat były nawet sprzedawane zainteresowanym firmom reklamowym.

Wyrok w sprawie Sharman Networks zostanie wydany w przeciągu sześciu najbliższych tygodni.