KaZaA - filtrowanie było możliwe?

Firma Sharman Networks była w stanie kontrolować, czy użytkownicy sieci Kazaa nie dystrybuują nielegalnych plików, jednak nie robiła tego, ponieważ zależało jej na pozyskaniu jak największej grupy klientów - wynika z dokumentów, przedstawionych przed australijskim Sądem Federalnym na rozpoczętym wczoraj procesie przeciwko firmie.

Proces wytoczony został operatorowi najpopularniejszej swego czasu sieci bezpośredniej wymiany plików przez koalicję wytwórni fonograficznych.

Przedstawiciele kancelarii prawnej, reprezentującej koncerny muzyczne, przedstawili wczoraj dokumenty (m.in. wstępne umowy z partnerami Sharman Networks oraz korepondencję), z których wynika, że firma była w stanie 'filtrować' pliki przesyłane przez sieć KaZaA, jednak nie zdecydowała się na to, ponieważ zależało jej na zdobyciu jak największej grupy użytkowników, co z kolei przekładało się na większe zyski z reklam. Zdaniem oskarżycieli, przedstawiciele Sharman Networks woleli przymknąć oko na szerzące się w KaZaA piractwo, gdyż próby ograniczenia tego zjawiska oznaczałyby zmniejszenie się liczby użytkowników i spadek wpływów z reklamy.

Prawnicy, reprezentujący koncerny nagraniowe, zwrócili również uwagę na fakt, iż operator sieci opracował szereg filtrów dla KaZaA - m.in. system blokujący pornografię (Family Filter) oraz wirusy - ich zdaniem, oznacza to, że możliwe było również opracowanie systemu, uniemożliwiającego kopiowanie plików chronionych prawem autorskim.

Na dziś zaplanowano kolejne przesłuchania w tej sprawie.