Inwigil czuwa

Kiedy Janusz A. Zajdel, z zawodu fizyk jądrowy i specjalista od ochrony radiologicznej, przyjechał na stypendium naukowe do Chicago, w Polsce mało kto słyszał o kartach kredytowych. Ale i te karty, jakich używano w USA, nie przypominały jeszcze współczesnych. Karta kredytowa z roku 1979 była zwykłym kartonikiem, certyfikatem, informującym, że bank Takitoataki gwarantuje wypłacalność wymienionej niżej osoby.

Kiedy Janusz A. Zajdel, z zawodu fizyk jądrowy i specjalista od ochrony radiologicznej, przyjechał na stypendium naukowe do Chicago, w Polsce mało kto słyszał o kartach kredytowych. Ale i te karty, jakich używano w USA, nie przypominały jeszcze współczesnych. Karta kredytowa z roku 1979 była zwykłym kartonikiem, certyfikatem, informującym, że bank Takitoataki gwarantuje wypłacalność wymienionej niżej osoby.

Sprzedawca bądź kelner spisywał z tego kartonika numer i wystawiał rachunek, który potem wysyłał do banku. O magnetycznym pasku, czytnikach komputerowych w każdej kasie i wszechobecnej Sieci nikt jeszcze wtedy nie marzył, nawet w największych bankach.

Właśnie w Chicago zaczął Zajdel pisać jedną z najlepszych powieści, jaką wydała współczesna polska literatura, a już na pewno polska SF

"Limes inferior". W powieści tej mieszkańcy aglomeracji, zachowującej pejzaż Cebulowa ("Chicago" znaczyło ponoć po indiańsku "cebula", stąd ta wymyślona przez polonusów nazwa), wyposażeni są w tzw. klucze. Klucz, rozpoznający linie papilarne właściciela i posłuszny tylko jemu, to w jednym kawałku dowód tożsamości, portfel i jeszcze parę innych rzeczy. A przy okazji narzędzie, pozwalające policji - w powieści zwanej Inwigilem - wiedzieć w każdej chwili wszystko o każdym obywatelu. Wystarcza jej wziąć wydruk, gdzie, kiedy i za co poszukiwany płacił.

Powieść zasłynęła znakomitym opisem paranoicznego systemu walutowego, w którym widziano kwintesencję absurdów realnego socjalizmu, a także opisami pracy rozmaitych "cinkciarzy" przyszłości, z absurdów owych żyjących i łagodzących ich skutki. Na Inwigil natomiast recenzenci większej uwagi nie zwrócili - trudno było się w zacofanym cywilizacyjnie Peerelu poważnie przejąć taką przestrogą. W ubiegłym roku zdarzyło mi się lecieć do Cebulowa, śladami Zajdla.

Przerzucając, w ramach przygotowań językowych, amerykańską prasę, znalazłem artykuł o internetowych agencjach wyszukujących informacje. Autor tekstu zapłacił jednej z nich trzy tysiące dolarów i podał własne imię, nazwisko oraz miejsce pracy. Po tygodniu dostał pakiecik zawierający wszystkie jego sekrety: zastrzeżone numery telefonów i kart kredytowych, listę zakupów, jakich dokonywał, spotkań, a także dane swych, hm, przyjaciółek.

No tak, nic prostszego: jeśli facet zaczyna nagle płacić za kolacje w drogich restauracjach czy motele, pozostaje tylko znaleźć kobietę, która więcej niż raz użyła swojej karty kredytowej w zbliżonym miejscu i czasie. Zresztą dla internetowych szpiegów wyszukiwanie tego typu zbieżności stanowi margines działalności - ich głównymi zleceniodawcami nie są zazdrosne żony, tylko firmy, sprawdzające kandydatów do pracy.

W chicagowskim hotelu zapłaciłem czekiem podróżnym. Obsługa słabo skrywała irytację i za karę odłączyła mi telefon oraz pay-TV. Gdyby nie rezerwacja, dokonana przez szanowany urząd, może w ogóle by mnie pogoniła. Potem do tego przywykłem: człowiek bez karty kredytowej już dziś jest w USA co najmniej podejrzany.

W przyszłości będzie jeszcze gorzej. Nie wierzycie Państwo w spiskowe teorie, co? To pomyślcie nad tym: parę lat temu kilka banków wprowadziło na rynek odnawialne karty płatnicze. Była to forma elektronicznej gotówki - karta identyczna, jak Visa czy inny AmericanExpress, tylko że nie przypisana konkretnej osobie. Mogłeś sobie nabić ją dowolną sumą elektronicznych dolarów ze swego konta, tak jak się napełnia portfel czerpanymi z bieliźniarki banknotami, a potem płacić nie zostawiając śladu i nie bojąc się, że złodzieje skopiują ci pasek magnetyczny albo gwizdną numer karty podczas zakupów przez Sieć.

Te "elektroniczne portfele" wycofano po zaledwie paru miesiącach, choć były i wygodniejsze, i bezpieczniejsze od używanych obecnie. Po prostu Inwigil się nie zgodził. Inwigil chce wiedzieć wszystko o wszystkich. Znajdujecie Państwo inne wytłumaczenie?