Internet na cenzurowanym. W Polsce i na świecie

Hillary Clinton chce wyzwolić Internet w krajach, takich jak Chiny i Kuba. Okazuje się jednak, że i Stany Zjednoczone blokują niektóre strony. MSWiA oraz organizacje pozarządowe w Polsce również chciałyby monitoringu Sieci, m.in. pod kątem "mowy nienawiści".

Stany Zjednoczone będą kontynuować wspieranie projektów umożliwiających obchodzenie cenzury Internetu w państwach blokujących wolność słowa - mówi Hillary Clinton, amerykańska Sekretarz Stanu.

Stany Zjednoczone przeznaczyły już 50 mln dolarów, aby pomóc w dostarczeniu usług internetowych do państw, w których władza stara się blokować wolność wypowiedzi. Pani Clinton zapowiada, że z amerykańskich pieniędzy zostaną sfinansowane szkolenia dysydentów, m.in. "Jak kasować dane z telefonu komórkowego w razie aresztowania", a także edukacja mieszkańców w kierunku obchodzenia blokad stron w Internecie.

Więcej na ten temat: USA będzie finansować programy obchodzące cenzurę Internetu

Co ciekawe, najnowsze raporty OpenNet Initiative, a także infografika Reporterów bez Granic pokazują, że amerykański internet nie jest wcale wolny od cenzury. Potwierdzają to zresztą słowa szefowej amerykańskiej dyplomacji, która uważa, że Wikileaks powinno zostać zablokowane, a serwis jest oazą dla "złodziei dokumentów". Niektórzy analitycy uważają, iż działania Stanów Zjednoczonych to odwracanie oczu świata od przyjętej niedawno, tzw. ustawy "kill switch" (pol. zabójczy wyłącznik), która daje prezydentowi USA prawo wyłączenia Internetu w kraju podczas sytuacji zagrożenia.

Z drugiej strony, cenzura Internetu w Stanach Zjednoczonych dotyczy głównie pornografii i stron z pirackim oprogramowaniem. Nie można więc powiedzieć, że w jakiś sposób ogranicza ona wolność wypowiedzi mieszkańców.

Polska, która w infografice na temat ograniczania wolności znalazła się na poziomie USA, rozważa umieszczenie w Internecie programu komputerowego, które celem byłoby wyeliminowanie "mowy nienawiści" i wysyłanych anonimowo wypowiedzi niezgodnych z prawem.

Artykuł opublikowany przez "Gazetę Wyborczą" pokazuje, że anonimowi internauci bez ograniczeń obrażają mniejszości etniczne, seksualne i religijne. Jako przykład zasadności monitoringu e-nienawiści, Joanna Klimowicz podaje historię z września 2009 roku. Portale na Podlasiu były wtedy wypełnione antyczeczeńskimi wpisami, a w Łomży pobite zostały dwie kobiety pochodzące z Czeczenii.

Monitoring w Internecie chętnie widziałoby Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, a także organizacje pozarządowe Otwarta Rzeczpospolita i Stowarzyszenie Interwencji Prawnej. Prawdopodobnie, program mógłby pojawić się w Polsce już kwietniu 2011 r.