Homo interneticus

Pan Inżynier

Homo interneticus

Broda tuszuje brak zdecydowanego podbródka, a głębokie bruzdy na policzkach są spowodowane - jak twierdzi - rozpadem małżeństwa.

Pan Inżynier trafia na rozruch firmy internetowej z porządną pensją, sporym pakietem opcji i supertajnym kontraktem na wypadek, jeśli firma nie wypali. A może się tak zdarzyć, biorąc pod uwagę zmienną temperaturę rynku. Firma potrzebuje Pana Inżyniera, by przeciwdziałał smutnej rzeczywistości. Szczerze mówiąc, inwestorzy obawiają się wejścia na giełdę, kiedy mają do czynienia jedynie z założycielami firmy. Obawiają się ich nieokiełzanej przedsiębiorczości i szalonych pomysłów, często powodowanych brakiem zainteresowania ze strony innych lub po prostu brakiem snu.

Tego, co potrzeba, to siwej skroni, jeśli firma rzeczywiście ma urosnąć do gigantycznych rozmiarów. Szef firmy, który przyszedł ze szkoły biznesu, by poprowadzić firmę ulokowaną w garażu w Menlo Park, nie doprowadzi w ciągu paru lat dochodów do 300 mln USD, a zatrudnienia do - liczby 520 pracowników. W każdym bądź razie nie w chwili, gdy firma wejdzie na giełdę. I nie teraz. Teraz zastępca prezesa chce widzieć prostą drogę do zysków i na czele tego pochodu ma maszerować przyjazny starszy człowiek, czyli Pan Inżynier.

"Ile on może mieć lat - 50? Może 60? " - zastanawia się prawnik, kiedy przedstawia szefowi pomysł wprowadzenia takiego stanowiska. Potrzeba zatrudnienia kogoś bardziej dojrzałego już wcześniej została poddana dyrektorowi do przemyślenia. Ten nowy dojrzały pracownik miałby stanowić przeciwwagę dla młodego głównego programisty, młodego prawnika i tłumu dzieciaków w podkoszulkach, które zostały zatrudnione do pracy na 90 godzin tygodniowo.

Szef kiwa głową i po kilku naradach Pan Inżynier jest już w jego biurze, w jego osobistym gabinecie, z jego osobistą sekretarką i pakietem śniadań i lunchów, które może zamawiać na koszt firmy co najmniej 8 razy w tygodniu. W istocie ma 61 lat. Rok wcześniej odszedł ze stanowiska naczelnego dyrektora firmy, zajmującej się sprzedażą materiałów budowlanych. Wówczas kryzys średniego wieku był dla gospodarki rynkowej dniem powszednim. Jest rozwiedziony, ma trzy córki - młode kobiety, z czego dwie młodsze są przedstawicielkami yettie z krwi i kości.

Pan Inżynier jedynie 5 lub 6 razy w całym swoim życiu palił trawkę. Gustuje w kraciastych koszulach i sztruksach o słomkowym kolorze. Jeździ volvo cross country wagon, mieszka w domu z ogrodem w stylu kolonialnym i gra w golfa nie mniej niż 4 razy w tygodniu.

O ile łatwiejsza będzie droga do sukcesu - rozmarza się zastępca prezesa - idąc ramię w ramię z Panem Inżynierem! To on przewodniczy zebraniom, informuje pracowników o najnowszych wynikach firmy, popisuje się encyklopedyczną wiedzą na temat przywódców starego świata biznesu, a przede wszystkim to on posiada umiejętność nawijania na temat przyszłych zysków i opowiadania o genialnych strategiach pomnażania dochodów.

Dziadek Przechrzta jest dla firmy w równej mierze maskotką, postacią ojcowską i koniem trojańskim. Oczywiście, należy również do kasty yettie, ale tylko w sensie abstrakcyjnym. "Nie pamiętacie roku 1987" - mówi młodszym kolegom. - "Wtedy, moi drodzy, to był prawdziwy krach".