Giganci patrzą na lokalne rynki

Co prawda polskie portale nie widzą pieniędzy na lokalnych rynkach ogłoszeniowych, ale zawczasu budują filie i placówki. Właściciele lokalnych serwisów podążają w ślad za nimi.

„W Polsce rynek reklam lokalnych nie jest dzisiaj duży, śmiem nawet twierdzić, że jest bardzo mały” – mówi Marek Wochna z działu marketingu Ahoj.pl. Jego zdaniem także słaby poziom rozpowszechnienia Internetu nie sprzyja lokalizowaniu serwisów. „Grupa docelowa to przecież zaledwie 2,5-3 miliony osób w skali kraju. Przy takiej liczbie użytkowników targetowanie geograficzne może być po prostu nieopłacalne” – przekonuje. Według niego nie można do Internetu stosować standardów przyjętych w reklamie w tradycyjnych mediach.

Tymczasem niszę lokalnych rynków zaczynają wypełniać mniejsze serwisy, poświęcone ściśle sprawom dotyczącym Trójmiasta czy Krakowa. „Brakowało głębszej informacji o regionie. Pewną popularnością cieszy się Trojmiasto.pl, ale ten serwis nastawiony był głównie na informacje o imprezach” – mówi o powstaniu Wirtualnego Gdańska Szymon Nitka, twórca tego serwisu. Jak mówi Nitka, pomysł się zrodził z zapotrzebowania odbiorców i reklamodawców. „Mogę podać przykład Internetii, która niedawno rozpoczęła działalność w Trójmieście, co wiązało się z kampanią reklamową. To jest firma ogólnopolska, jednak te usługi należało reklamować tym regionie, gdzie były świadczone” – uważa Nitka.

„Brakuje portali niszowych i lokalnych” – przyznaje Marek Tomkiewicz, prezes Internet Idei, spółki prowadzącej portal YoYo.pl. Właściwe w każdym portalu ogólnopolskim są plany lokalizacji serwisów. Plany te jednak charakteryzuje jedno – wysoki poziom ogólności. Zdaniem przedstawiciela działu marketingu Ahoj.pl, na czerpanie zysków z lokalnych reklam jest po prostu nieco za wcześniej.

„Zakładamy ekspansję na lokalne rynki” – przewiduje Marek Tomkiewicz. YoYo już zaczęło natarcie na regiony – otworzyło swój oddział w Krakowie, planowane są także w Trójmieście, Poznaniu i na Śląsku. Tomkiewicz jednak twierdzi, że zamierza współpracować z lokalnymi serwisami bez dążenia do ich przejęcia. Taką strategię - według niego - przyjmą w wielu przypadkach także konkurenci. „Albo się dogadają z lokalnymi serwisami, albo będą musiały tworzyć swoje własnymi siłami, co wymaga sporych inwestycji” - mówi.

Innym wyjściem jednak pozostaje przejęcie mniejszego serwisu przez duży ogólnopolski portal. „2001 rok będzie okresem fuzji i przejęć” – uważa szef YoYo. Ten pogląd podziela także twórca Wirtualnego Gdańska, który spodziewa się, że wiele lokalnych inicjatyw nie będzie stać na konkurowanie z ogólnokrajowymi gigantami. Onet mówi o „różnych formach współpracy”, nie podając wprost że będzie kupował mniejsze firmy. Na razie, wobec tak niesprecyzowanych planów potentatów rynku, twórcy Wirtualnego Gdańska nie obawiają się, że ich przedsięwzięcie szybko przejdzie do historii.