Eyetracking w badaniach użyteczności

Firma Nielsen Norman Group, zbadała użyteczność stron internetowych metodą eyetracking. Wyniki pokazują jak wybiórczo oglądamy treści online oraz jak ważny jest dobry projekt witryny.

W badaniu wzięło udział ponad 230 osób. Miały one wykonać czynności związane z wyszukiwaniem oraz wykorzystaniem informacji z sieci. Do zadań należało np. odnalezienie produktów w sklepach internetowych, zaplanowanie wakacji. Eksperyment został przeprowadzony przez firmę Jakoba Nielsena, uznawanego za jednego z największych specjalistów od użyteczności ("przyjazności") stron WWW - dziedziny z pogranicza informatyki, psychologii oraz projektowania.

Eksperyment pozwolił porównać: deklaracje osób badanych na temat oglądanych elementów stron, do tych części witryn, na które naprawdę patrzyli. Metoda śledzenia ruchów gałek ocznych pozwala z bardzo dużą dokładnością ocenić, w jakie miejsce ekranu kierowany jest wzrok. - To krótki wgląd do umysłów badanych - tak o eksperymencie mówi Kara Pernice Coyne, dyrektor ds. badań firmy Nielsen Norman Group.

Wykazano między innymi, że:

@ Osoby badane bardzo szybko przeglądały strony internetowe. Fiksacja wzroku trwała krótko, dziesiąte części sekundy na poszczególnych elementach.

@ Osoby badane czytały strony internetowe zgodnie z kształtem litery F. Najwięcej informacji jest przyswajanych z pierwszych linijek. Począwszy od lewej krawędzi ekranu.

@ Badani byli niezwykle skuteczni w selektywnym wybieraniu informacji. Wzrok skupiał się na najistotniejszych elementach.

@ Obrazki umieszczane w środku tekstu są często traktowane jako przeszkody i omijane, wyjątkiem są grafiki ściśle związane z tekstem.

@ Grafiki rozmyte, małe, nieczytelne są automatycznie pomijane.

@ Dużo większą uwagę badanych zwracały grafiki zawierające jakiś informacje, niż te mające jedynie walory estetyczne.

@ Badani często patrzyli na fotografie, na których fotografowany patrzył prostu w obiektyw. Nie może to być jednak twarz profesjonalnego modela, bo jest uznawana za nieautentyczną.

@ Animacje przyciągają uwagę tylko wtedy, gdy są nieskomplikowane oraz mają związek z tekstem.

@ Witryny zaprojektowane w prosty sposób, zawierające mało elementów powodują, że użytkownik bardziej skupia się na treści przekazu.

@ Reklamy banerowe są omijane wzrokiem przez przytłaczającą większość użytkowników.

@ Grupą która nie jest "ślepa" na banery (banner blindness) są dzieci do siódmego roku życia, które klikają na elementy wyróżniające się ilością kolorów i animacjami.

Eksperyment wykazał empirycznie, jak dużo jest w sieci źle zaprojektowanych witryn, które należą do dużych koncernów. Jeden z producentów komputerów umieścił w ramce na środku swojej strony informacje o najnowszym produkcie. Była ona omijana wzrokiem przez użytkowników, bo prawdopodobnie została potraktowana jako reklama.

O opinie na temat wyników eksperymentu oraz metody eyetracking poprosiliśmy osoby zawodowo zajmujące się w Polsce użytecznością stron internetowych.

- Nielsen Norman Group ciekawie użył eyetracking do badań usability - funkcjonalności strony, wykazując, iż użytkownicy "przelatują wzrokiem po stronach", szukają punktu zaczepienia. Dlatego istnieje specyficzny sposób pisania tekstów do sieci. Druga ciekawą sprawą jest fakt, iż ludzie nauczyli się już świadomie omijać elementy, które potencjalnie wyglądają na reklamę (przykład Gateway's Web site). Jest to bardzo interesująca, ale stosunkowo kosztowna metoda. - mówi Hubert Anyżewski z firmy Uselab.pl.

Marcin Bober z serwisu Użyteczność.pl - Nowe w tych badaniach jest stwierdzenie, że użytkownicy zwracają większą uwagę na obrazy, na których występują zwykli ludzie, a nie modele. Reszta, w tym opisanie, w jaki sposób ludzie czytają strony internetowe, to potwierdzenie wyników z lat poprzednich, które były już opisywane przez Nielsena.

- Jest to niewątpliwie rzecz bardzo efektowna - uważa Robert Drózd z firmy Webaudit.pl - Ale nie wróżę tej metodzie szerokiego zastosowania. Zwróćmy uwagę, że doniesienia o eyetrackingu pochodzą najczęściej z laboratoriów naukowych. W praktyce badania te są wciąż zbyt skomplikowane i zbyt drogie. Lepsze efekty uzyskamy w tradycyjnym teście użyteczności. Zachowanie uczestnika to nie tylko ruch gałek ocznych, ale i głośno wypowiadane myśli lub wyraz twarzy. Liczy się też to co dana osoba robi, a nie tylko, na co patrzy. Te uwagi szczególnie dotyczą naszego kraju. Większość polskich serwisów skorzysta na jakichkolwiek testach. Niekoniecznie z użyciem sprzętu za tysiące dolarów.

Więcej: ZDNet (zdjęcia), USA Today

***

Autorem tekstu jest Piotr Zalewski