Europa zakasała rękawy

"Nie powiedziałbym, że kłopoty związane z bezrobociem to podstawowy problem. Trzeba zadać sobie następujące pytanie: z jakiej racji gorset regulacji państwowych miałby nagle spowodować tak wysokie jak obecnie bezrobocie w Europie? Z małymi wyjątkami, w latach 50. i 60. na Starym Kontynencie wprowadzano większe ograniczenia i nie powodowały one masowej redukcji zatrudnienia".

Wystarczy przyjrzeć się najnoeszym statystykom. Prawdą jest, że kiedy Europa przeżywa boom gospodarczy i dzisiaj jesteśmy tego świadkami, pojawiają się również miejsca pracy. Oczywiście nie jest to rozkwit na miarę Ameryki, ale Europa w ciągu ostatnich paru lat tworzy nowe miejsca pracy szybciej niż kiedykolwiek od ponad dekady. Rozwój nie jest ograniczony tylko do mniejszych, peryferyjnych krajów, takich jak Irlandia, gdzie subsydia Unii Europejskiej i duże zagraniczne inwestycje pomogły w przekształceniu gospodarki (nawiasem mówiąc wiele tzw. celtyckich tygrysów zbudowało swój sukces na inwestycjach w przedsięwzięcia nowej gospodarki), ale także w krajach, takich jak Francja, Włochy czy Hiszpania, które od początku 1999 r. stworzyły odpowiednio: 750 tys., 400 tys. i prawie milion nowych miejsc pracy.

Nawet Niemcy, którzy musieli się uporać z wcieleniem wschodnich landów, właśnie ogłosili najniższą stopę bezrobocia od 5 lat. Kraje te już nie muszą się czuć zażenowane w towarzystwie takich europejskich gwiazd, jak aspirująca do amerykańskich wzorców Wielka Brytania, Dania czy Holandia. Nie zmienia to faktu, że bezrobocie w Europie en masse jest wciąż na zbyt wysokim poziomie, chociaż widać bezspornie, że Stary Kontynent w tym względzie nie zasypia gruszek w popiele.

Argumenty Deana Bakera opierają się na prostej obserwacji. Bezrobocie w Europie jest wyższe niż 20 czy 30 lat temu, kiedy to ograniczenia strukturalne były znacznie ostrzejsze. Byłoby zatem nonsensem, gdyby bezrobocie wzrosło z 2 do 9% tylko z powodu wspomnianych ograniczeń.