Efekt Ksanadu

Wieczór, 28 grudnia 1999 r. Frank Zarb, prezes Amerykańskiego Stowarzyszenia Maklerów Giełdowych (NASD), był na Times Square, udekorowanym na powitanie nowego tysiąclecia. Na jego oczach rozbłysło ponad 18 mln diod, składających się na 8-piętrowy wyraz finansowo-marketingowego entuzjazmu za 37 mln USD.

Wieczór, 28 grudnia 1999 r. Frank Zarb, prezes Amerykańskiego Stowarzyszenia Maklerów Giełdowych (NASD), był na Times Square, udekorowanym na powitanie nowego tysiąclecia. Na jego oczach rozbłysło ponad 18 mln diod, składających się na 8-piętrowy wyraz finansowo-marketingowego entuzjazmu za 37 mln USD.

Źródło jasności - największy na świecie ekran wideo o nazwie Marketsite Tower - było czymś więcej niż cudem techniki: było nowym publicznym wizerunkiem instytucji, która następnego dnia miała odnotować rekord, gdy indeks jej sztandarowej giełdy papierów wartościowych Nasdaq osiągnął poziom 4 tys. pkt. Załamanie się Nasdaq było kwestią kilku miesięcy. Teraz Marketsite Tower, nadal oszałamiający, spełnia rolę tablicy ogłoszeniowej, na której pojawiają się nieco skromniejsze zyski spółek NASD i jeszcze skromniejszy indeks notowań.

Zwykły zbieg okoliczności? Twierdzenie, że budynek mógł być powodem kłopotów na rynku, brane dosłownie, jest nonsensem. Jednak gigantyczne budowle, począwszy od egipskich piramid, skończywszy na ostatnim pomyśle NASD, są ewidentnie związane z losami instytucji, które je wznoszą. Nie wiadomo jedynie jak. Temu tajemniczemu związkowi nadajmy więc przydomek "efekt Ksanadu".

Akcja "Obywatela Kane'a", nakręconej przez Orsona Wellesa genialnie niesprawiedliwej biografii potentata prasowego Williama Randolpha Hearsta, toczy się wokół baśniowego Ksanadu. Orson Welles zaczerpnął nazwę (i lodowe jaskinie) od angielskiego poety Samuela Taylora Coleridge'a, wzorując miejsce na wielkiej posiadłości Williama Hearsta - położonym nad zatoką San Simeon, utrzymanym w hiszpańskim stylu, latyfundium o dźwięcznej nazwie La Cuesta Encantada (Zaczarowane Wzgórze). Posiadłości tej zresztą nadano miano Zamku Hearsta (właściciel mówił o niej "ranczo"). Na 24 tys. akrów znajdował się basen o pojemności 14 tys. hektolitrów, prywatny ogród zoologiczny oraz 4 główne budynki z 165 pokojami. Była to jedna z ekstrawagancji, które pod koniec życia na głowę Williama Hearsta ściągnęły zarząd powierniczy. Przepastne korytarze mrocznego Ksanadu, stworzonego przez Orsona Wellesa na potrzeby filmu, musiały się wydawać widzom - podobnie jak jego mniej posępny pierwowzór drobnym akcjonariuszom spółki Hearst Corp. - symbolem pychy wieszczącej upadek.

Wobec kłopotów na rynkach i bankructw wielu firm aż się prosi, by to samo powiedzieć o Marketsite Tower. W artykule, który ukazał się w 1997 r. w piśmie Scientific American, William Mitchell, dziekan Wydziału Architektury i Planowania Politechniki w Massachusetts, postawił tezę, iż duże budowle zmieniły się z gospodarczych machin w obserwatoria prezesów spółek, utrzymywane z pieniędzy akcjonariuszy.

Spółki high-tech z kolei rezygnowały z wielkich architektonicznych deklaracji na rzecz wirtualnych pomników w Sieci. Tak, to właśnie te korporacje, przeżywające wielki rozwój, próbowały podkreślić wielkość, wydając miliardy dolarów na kilkustronicowe reklamy prasowe lub kupując spoty reklamowe podczas finału rozgrywek futbolu amerykańskiego Super Bowl. Ich centrale natomiast dotąd niemal zawsze mieściły się w położonych na przedmieściu, parterowych kompleksach, w niczym nie przypominających drapaczy chmur, kojarzących się z największymi amerykańskimi metropoliami. Zwolennicy uważali tę tendencję za oznakę godnego pochwały zdyscyplinowania. Marketsite Tower był odstępstwem od przyjętej praktyki, wręcz kuszeniem losu.

Esej Williama Mitchella opisuje nie tylko fascynacje, ale i niepokój, jaki wywołuje wielkość. Ogromne budowle są nierozerwalnie związane ze zmiennymi kolejami losu egocentrycznych arogantów, jakim był np. William Hearst.