E-banki – owszem, ale później

Jak to działa, można się przekonać, zakładając nawet nie konto bankowe, a rachunek maklerski w Sieci. Po wypełnieniu formularza w Internecie pokazuje się informacja, za ile dni otrzymamy do podpisania umowę na papierze. Dopiero po jej odesłaniu możemy korzystać z rachunku.

Kolejnym problemem jest częsty brak zaufania Polaków do nowych technologii oraz do bezpieczeństwa transmisji danych. Klienci e-banków obawiają się, że ich dane personalne mogą trafić w niepowołane ręce. I minie jeszcze dużo czasu, zanim to się zmieni. Należy jeszcze wspomnieć o obawach przed zbyt skomplikowanymi systemami bankowości internetowej. Fakt, że do założenia konta internetowego w banku konieczne jest wizyta w nim, wydaje się błahy.

To obawy klientów. Z kolei banki muszą się liczyć z dużymi wydatkami na nowe systemy przy ryzyku, że aż 85 procent inicjatyw internetowych w Europie Środkowej i Wschodniej kończy się klęską. Niektóre będą też musiały zainwestować w systemy internetowe, choć miały inne plany finansowe. A to dlatego, że „inni też mają”. No i wreszcie fakt, że polskie społeczeństwo jest zbyt ubogie, przez co opłaty za prowadzenie kont w Sieci mogą być dla naszych obywateli za wysokie, a inwestycja okaże się wyrzuceniem pieniędzy w błoto.

To wszystko sprawia, że przyszłość banków elektronicznych nie jest tak świetlana, jak by się wydawało. Ale wśród bankowców panuje optymizm. Wprowadzenie takich e-usług zapowiedziały już Kredyt Bank, PKO BP czy Bank Rozwoju Eksportu.

Robert Kański z Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu w opracowaniu pt. „Bankowość elektroniczna w Polsce – kierunki i bariery rozwoju” przekonuje, że obok zwykłych usług (przelewy, internetowe konta) banki powinny wprowadzać również dodatkowe, np. sejfy na dokumenty elektroniczne, ubezpieczenia rachunku czy przesyłanie pieniędzy poprzez e-mail.

Jego zdaniem, świadczenie takich usług stanie się koniecznością wraz z rozwojem Internetu w Polsce i zwiększaniem się zamożności naszego społeczeństwa. W Stanach Zjednoczonych i w krajach Europy Zachodniej są one standardem.

Mimi to dość zaskakującą opinię przedstawił Ryszard Kokoszczyński, wiceprezes zarządu NBP. „Elektroniczne konto nie zrewolucjonizuje polskiej bankowości. Będzie to po prostu kolejna usługa świadczona przez banki” – powiedział w rozmowie z nami.

Tłumacząc swoje stanowisko, podał dość obrazowy przykład. Otóż każdy obywatel może kupić Jaguara, jeśli go na to stać. Natomiast jeśli go nie stać, może sobie kupić tańszy samochód. „I podobnie jest z kontami internetowymi. Jeśli kogoś będzie stać, to sobie je założy. Jeśli nie, to założy tańsze, zwykłe” – powiedział Ryszard Kokoszczyński. Czyli - banki elektroniczne tylko dla bogatych?