E-Polska w stanie surowym

Informatyk przywoływany coraz częściej na posiedzenia komisji sejmowych - obok tradycyjnych ekspertów prawnych i ekonomicznych - jest znakiem czasu.

Informatyk przywoływany coraz częściej na posiedzenia komisji sejmowych - obok tradycyjnych ekspertów prawnych i ekonomicznych - jest znakiem czasu.

Jak regulować świat gospodarki elektronicznej, by zanadto nie krępować tego, co z swej natury jest zmienne i dynamiczne?

Właśnie się do tego zabieramy, wnosząc projekt ustawy o podpisie elektronicznym. Projekt trafił do laski marszałkowskiej tuż przed Wigilią i jego przyjęcie jest zadaniem na Nowy Rok 2001. Spieszę donieść, że jako liberał odnoszę się nieufnie do naszej twórczości legislacyjnej.

Obawiam się przeregulowania. Nadmiar regulacji jest zmorą Unii Europejskiej i rosnącym ciężarem dla polskiej gospodarki. Większość parlamentarna nie ustaje w mnożeniu zbędnych ciał i przepisów. Świat Internetu jest na tyle nieprzewidywalny na progu XXI wieku, że niebezpieczeństwo uwięzienia tej płynnej materii w gorsecie sztywnych przepisów jest szczególnie duże. Reguły gry powinny być możliwie neutralne wobec rozmaitych technik i systemów. Najlepsze z nich winien selekcjonować rynek, a nie widzimisię urzędnika.

Wygląda na to, że kształtując standardy elektronicznego uwierzytelnienia, rozpoczęliśmy pierwsze ćwiczenie praktyczne. Sama potrzeba stworzenia podstaw prawnych dla bezpiecznego obrotu elektronicznego jest oczywista. Prawne usankcjonowanie podpisu elektronicznego, czyli jego zrównanie z podpisem odręcznym, jest elementarną przesłanką upowszechnienia czynności prawnych w Internecie. Pisze się o tym sporo. W grudniowym numerze Internet Standard relacjonowano doświadczenia amerykańskie, które zaopatrzono komentarzem, mówiącym o długiej drodze od ustawy do praktyki handlu elektronicznego. Skoro tak, to nie ma co zwlekać z regulacją. Nie jesteśmy pionierem - można już zajrzeć do kilkunastu odmian krajowego prawa w Europie. Jest także dyrektywa Unii Europejskiej z grudnia 1999 r. Wszystko to świeże - dopiero dokonuje się weryfikacja praktyczna rozmaitych rozwiązań prawnych. Nie wiemy jeszcze jak się sprawdzą poszczególne metody tzw. certyfikacji, czyli sposobu potwierdzania wiarygodności podpisu i tożsamości osoby posługującej się podpisem. Ten problem, jak każdy inny, może mieć liberalną i biurokratyczną odpowiedź. W Polsce od razu ujawniły się dwie szkoły jazdy. Rząd, przynaglony uchwałą Sejmu, powołał zespół ds. handlu metodami elektronicznymi, a zespół urodził własny projekt podpisu elektronicznego, dający urzędnikom - co łatwo zgadnąć - szerokie pole do popisu. Każda okazja jest dobra. Projekt rządowy przenika filozofia koncesji, czyli urzędowej troski o nasze dobro.