Dzieci o komputerach
- Robert Ścisłowski,
- Łukasz Bigo,
- 01.06.2005, godz. 15:30
Dzieci a przyszłość
Dla Kasi kryterium doboru komputera przyszłości jest oczywiste: musi się podobać. Oczywiście ważne jest też wyposażenie: cztery głośniki, pilot na półeczce, klawiatura, zaczep na myszkę, telewizor. No i, naturalnie, gra w "Prosiaczka"!
Siedmioletniemu Pawłowi przyszłość kojarzy się z nadzwyczajnym rozwojem sztucznej inteligencji. "To jest gra", mówi. "...to jest gra taka, że trzeba stworzyć jakieś ludziki".Żeby jednak nie było zbyt łatwo: "Jest jeden ludzik, on stwarza inne i te inne też muszą coś stworzyć". Paweł nie widzi niczego złego w takim poziomie komplikacji gry. "Tu się wyłącza, tu się stwarza eliksiry, a tu jest myszka".
Ale uwaga - dzieci są doskonale zorientowane w temacie i wiedzą, że dzięki dwurdzeniowym procesorom możliwe będzie uruchamianie wielu rozmaitych aplikacji na tym samym komputerze: "Tu jest drugi ludzik. Bo to jest inne. To jest inne i to jest inne" - mówi wskazując dwa oddzielne ekrany.
Dla Olgierda liczy się miniaturyzacja: jego komputer przyszłości składa się z "Gemboja, takiego specjalnego, gdzie się gra w pokemony. Każdy pokemon ma jakiś cios, ma różne moce i jest podobny do Pawła". Oczywiście nie do Pawła, czyli do kolegi, tylko do wizji przyszłości Pawła - tej z ludzikami.Z futuryzmem jednak Olgierd wybiega za daleko. Stwierdzenie, że "I każdy pokemon może zginąć, jeśli go ktoś pokonał" wywołuje wyraźny sprzeciw. Dzieci hamują swojego kolegę.
Robokomputer Grzesia jest niesamowity: "Daje mu szklankę z wodą, widelec, jabłko, odkurza wszystko, daje mu zabawki, pracę domową, ma kosz, telewizor, wieszak na ubrania..." Po prostu: to taki komputer, który odciąża ludzi ze wszystkich nieprzyjemnych obowiązków domowych.A co robi Grześ? Czyżby siedział i się lenił? Nie, Grześ grzecznie odrabia pracę domową. Ale nie musi chodzić do przedszkola.
Paweł nie boi się postawić tezy, że taki komputer jest niebezpieczny i za wiele umie: "[Ten] robokomputer zamieni się w ciebie i powie: 'Wyrzucam cię z domu. Bo teraz ja jestem ich synkiem'!"
Według najnowszego badania firmy Gemius internauci chcą świętować Dzień Dziecka: kupią słodycze, rzadziej zabawkę, i złożą życzenia. Mało kto zamierza poświęcić dziecku kilka dodatkowych godzin.
Nas zainteresowała przede wszystkim elektroniczna rozrywka - na Warszawskiej Giełdzie Komputerowej dopytywaliśmy się, jakie tytuły sprzedawcy poleciliby najmłodszym.
Rezultaty były dość interesujące: posiadacze "legalnego" interesu silili się na polityczną poprawność. Ich zdaniem w przypadku Komunii czy Dnia Dziecka, największym powodzeniem cieszą się gry przeznaczone dla najmłodszych: "Hugo", "Rayman", rzadziej "Need for Speed".
Na polityczną poprawność nie silili się sprzedawcy oferujący oprogramowanie pochodzące z nieco mniej oficjalnych źródeł: "Rayman? Daj, chłopie, spokój. Dałem swojemu siostrzeńcowi, zaraz się znudził i Dooma odpalił."
Olbrzymie wzięcie mają także Simsy: pociechy ponoć przyciągają swoje starsze rodzeństwo albo niezbyt zorientowanych rodziców i wymuszają na nich zakup kolejnych dodatków do tej popularnej gry. Zapytaliśmy, czy rodzice to kontrolują? Odpowiedzią był śmiech...
A co na to wszystko Ministerstwo
Dzieci mają być przyszłością narodu, ministerstwa jednak nie wahają się na nich oszczędzać. Oszczędzanie przybiera różne, ciekawe formy - czasem wręcz wyraża się przez szastanie pieniędzmi. Bo czyż wyposażanie szkolnych pracowni w potężne maszyny z wielogigahercowymi procesorami oraz monitory LCD o przekątnej 17 cali nie jest dziwne? Takie akcje, filmowane przez telewizję i rozgłaszane jako "akcje pomocy szkołom" wyglądają co najmniej dziwnie. Jedna placówka dostanie bowiem pracownię z wyświetlaczami LCD i oryginalnymi systemami Windows, a w innej zabraknie pieniędzy na byle jaki komputer. Kto zyskuje? Nikt.