Doisz z P2P - wydoją i Ciebie?

J. Skubikowski zgadza się, iż w przypadku organizacji reprezentujących producentów - czyli np. ZPAV-u - projekt taki może być kontrowersyjny. "Organizacje zajmują się promowaniem i ochroną gotowych produktów rynkowych (oryginalnych płyt, DVD itp.), więc teoretycznie powinny być przeciwko dozwolonemu użytkowi ich produktów za zmniejszoną zryczałtowana opłatą. W rzeczywistości jednak to właśnie producenci będą otrzymywali najwyższe rekompensaty z tytułu tej opłaty, wiec chyba warto to rozważyć. W przypadku pozostałych organizacji zbiorowego zarządzania tj. ochrony praw autorskich i praw wykonawców taki problem nie występuje", uważa Skubikowski.

I tu dochodzimy do palącej kwestii - kto byłby głównym beneficjentem wprowadzenia takiej opłaty? Zdaniem Tomasza Szladowskiego, przedstawiciela sklepu iPlay.pl, na pewno ani producenci, ani autorzy. "Wbrew zapowiedziom te pieniądze nie trafiałyby do autorów utworów pobieranych z Internetu, lecz do autorów muzyki prezentowanej w radio, a to nie jest to samo - należy pamiętać, że często w Internecie legalnie czy też nielegalnie pobiera się muzykę trudno dostępną w normalnej dystrybucji, rzadko prezentowaną w radio lub telewizji, więc autorzy tej muzyki wręcz traciliby na tej ustawie. Beneficjentami nie będą również sklepy internetowe".

Projekt przewiduje bowiem, iż wpływy z niej dzielone byłyby przez organizacje zbiorowego zarządzania "z przeznaczeniem do dalszego podziału między indywidualnych uprawnionych twórców". Aleksander Stuglik, prawnik z Kancelarii Prawnej B. Żuradzka uważa, że nawet gdyby wprowadzono opłatę rekompensacyjną, niektórzy autorzy utworów chronionych (jak choćby dziennikarze publikujący w Internecie czy też początkujący muzycy lub literaci) nie mogliby w niej partycypować, a to dlatego, że nie należą oni zwykle do żadnych stowarzyszeń twórców, które byłyby jednocześnie organizacjami zbiorowego zarządzania prawami autorskimi. Ustawodawca dopuściłby zatem do sytuacji, w której materiały autorskie są kopiowane do woli przez internautów, ale autor nie zyskuje żadnych wpływów z tego tytułu. "Z nowelizacji skorzystają twórcy, którzy należą do organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, takich jak stowarzyszenie Skubikowskiego. Zarobią wyłącznie członkowie tych organizacji oraz organizacje mające prowizje z tytułu pośrednictwa. Co więcej, opłata będzie dotyczyła wszystkich korzystających z Internetu, a nie tylko tych, którzy korzystają z utworów." Zdaniem A. Stuglika jest to kolejna próba uprzywilejowania jednej części społeczeństwa kosztem drugiej.

Proponowane przez projekt SAWP zasady dystrybucji uzyskanych wpłat rekompensacyjnych M. Jędrych uważa za nieprzemyślane. "Nie wiadomo, jak je uczciwie rozdzielić, ani w jaki sposób stwierdzić do kogo powinny trafić. Nie da się bowiem monitorować całego Internetu, by dowiedzieć się do kogo i gdzie trafił konkretny utwór czy plik. Nie wystarczy szczytny cel, ważne są szczegóły realizacji pomysłu. To ewidentnie słaba strona tego projektu", podsumowuje przedstawiciel Interii.

Komentuje Mariusz Kaczmarek, Fundacja Ochrony Twórczości Audiowizualnej

Cały świat zmierza dziś w kierunku podniesienia standardów ochrony prawnoautorskiej, np. przez popularyzację legalnych internetowych źródeł zaopatrywania się w pliki. Dlatego też jest to inicjatywa zdecydowanie zbyt daleko idąca. Mimo to, niektórzy parlamentarzyści, licząc zapewne na tani poklask i zwyżkę notowań sondażowych, mogą poprzeć ten projekt.

Inicjatywa ta raczej nie może spotkać się z akceptacją środowisk producenckich. Zwłaszcza w przypadku plików filmowych, których sprzedaży w postaci cyfrowej nie oferuje w Polsce żaden legalny serwis internetowy, nie może być mowy o legalizacji kopiowania z nielegalnych źródeł - nie może być bowiem mowy o legalizacji przestępstwa.

To, że projekt zyskał sobie uznanie części internetowej społeczności, oznacza, że w Polsce wciąż pokutuje myślenie rodem z epoki socrealizmu, czyli "wspólne = niczyje = moje". Zmiana sposobu myślenia jest jednak procesem długoletnim, wymaga czasu - w krajach zachodnich proces stymulowania przemian światopoglądowych w zakresie ochrony prawnoautorskiej trwał dziesięciolecia.

J. Skubikowski sądzi, że istnieją duże szanse na wejście w życie zaproponowanej przez niego nowelizacji. "Problem kopiowania w Internecie, zwany umownie, aczkolwiek niedokładnie 'piractwem' mimo różnych zjawisk jakich dotyczy, narasta. Jedynym sensownym rozwiązaniem wydaje się stworzenie pewnej umowy społecznej w miejsce działań restryktywnych tj. zagrożenia kontrola prywatnych komputerów i indywidualnymi procesami sadowymi". Jednakże zdaniem A. Stuglika szanse, aby tego typu ustawa weszła w życie, są na chwilę obecną niezbyt wysokie - ustawa może najzwyczajniej w świecie utknąć w komisjach sejmowych, gdyż nie jest priorytetową dla aktualnego parlamentu. Wydaje się bowiem, że znajomość kwestii prawnych wśród posłów jest znikoma, tym bardziej jeśli idzie o prawo autorskie. "Wobec manifestowanej obecnie niechęci do przeforsowanego za poprzedniej kadencji powołania Instytutu Sztuki Filmowej, na który składają się wszyscy kinomani, nowy projekt opodatkowujący i tak drogi dostęp do Internetu nie będzie się cieszył popularnością wśród posłów", uważa A. Stuglik.

"Wydaje się, że zamiast zabiegać o pogłębienie wiedzy posłów na temat piractwa, lepiej skoncentrować wysiłki na rozpropagowaniu mody na legalne korzystanie z wszelkiego typu twórczości udostępnionej w sieci WWW. Przy mocnym poparciu mediów, taka akcja miałaby spore szanse na powodzenie. A gdy już zaistniałaby powszechna świadomość, że kradzież plików nie jest akceptowana społecznie, wprowadzenie rekompensacyjnej opłaty nie byłoby potrzebne" - konkluduje M. Jędrych.