Dobrze, dobrym językiem, w dobrym medium

Komunikowanie się z rynkiem wymaga - i nie ma w tym nic nadzwyczajnego- po prostu profesjonalizmu w czystej postaci.

Komunikowanie się z rynkiem wymaga - i nie ma w tym nic nadzwyczajnego- po prostu profesjonalizmu w czystej postaci.

Chodzi o profesjonalizm postrzegany kompleksowo, co oznacza również sprzężenie z etyką. Problemów w zintegrowanym komunikowaniu marketingowym jest zresztą więcej. Nieuczciwa konkurencja w Rosji jest formalnie zakazana. Takie podejście znajduje odzwierciedlenie w aktach prawnych od najniższego szczebla aż po konstytucję. W rzeczywistości różne formy nieuczciwego komunikowania się na rynku nie są czymś niezwykłym i kryje się pod pozornie niewinnym określeniem "czarny PR". Gdyby jednak uznać czarny PR za rodzaj technologii, to równie dobrze można finansowe machlojki określić jako najlepszy sposób optymalizacji płatności podatkowych.

Wśród zawodowców termin "czarny PR" właściwie nie istnieje. Samogon i czarny PR to doskonałe źródła zarobku wszędzie tam, gdzie główka już nie pracuje. A skoro PR jest po prostu biznesem, to warto pamiętać, że reputację zdobywa się latami, a zyskać złą sławę można błyskawicznie. Jednak nawet świadomość takich konsekwencji nie chroni rynku przed brakiem profesjonalizmu i zwykłą nieuczciwością. Komunikowanie się przy użyciu tzw. czarnego PR w dłuższej perspektywie jest po prostu nieopłacalne. Co nie oznacza, że ów specyficzny PR jest małą pokusą, wręcz przeciwnie.

Wtórny analfabetyzm?

To, co jedno pokolenie uważało za błędy językowe, następne uznaje za znamiona stylu, a nawet standard w zakresie gramatyki. Często za upowszechnianie błędów wini się Internet. Skoro jednak internetowe fora i blogi coraz poważniej są traktowane przez specjalistów do spraw marketingu, to nic dziwnego, że również problem poprawności językowej może im spędzać sen z powiek. Filozoficzne podejście do wpływu, jaki wywiera Internet - taką postawę proponuje przyjąć prof. Maksym Kronhaus, dyrektor Instytutu Lingwistyki w jednym z państwowych uniwersytetów w Rosji.

Spójrzmy na problem z punktu widzenia językowej poprawności, biegłości w gramatyce, ortografii, interpunkcji itd. Owa poprawność może być absolutna i względna. Wiedza o języku zawarta w programie szkoły średniej, czyli znajomość zasad, umiejętność bezbłędnego pisania, w zasadzie nikomu się nie przydaje. (Oczywiście poza osobami zawodowo parającymi się materią słowną, takimi jak redaktorzy czy korektorzy). Wszystkich innych zaś powinna charakteryzować poprawność względna. Tam nie chodzi o dosłowność i zastosowanie odpowiednich reguł, lecz świadome i twórcze posługiwanie się językiem. Chodzi również o zdolność swoistego manewrowania, kiedy to na przykład trudne do napisania słowo potrafimy zastąpić innym albo tak zmienić strukturę zdania, żeby uniknąć błędu.

Dobrze chociaż, że minęły już czasy, kiedy brak umiejętności bezbłędnego pisania mógł zdolnemu fizykowi czy matematykowi zamknąć drogę do kariery, a nawet do dalszej edukacji. Nie da się natomiast ukryć, że w języku rosyjskim do dzisiaj obowiązują zasady pisowni sformułowane w latach 50. ubiegłego wieku, zupełnie jakby w ciągu kilku dziesięcioleci język się nie zmienił. Ba, teraz powszechnie nie tylko inaczej się mówi, ale nawet pisze. Typowym przykładem może być zalecana pisownia słowa "ojczyzna" dużą literą, natomiast "bóg" - małą. Nie powiodła się niedawno przeprowadzona próba przyjęcia zmian w pisowni, de facto uproszczenia jej. A przecież teraz znacznie ważniejsza od biegłego zastosowania oficjalnie obowiązujących zasad pisowni jest umiejętność ładnego i przekonującego wypowiadania się, także na piśmie. Biegłość w tak pojmowanym komunikowaniu się jest niezbędna, gdy mamy wymyślić slogan reklamowy, markę, tekst PR-owy.

Zasady i cele

Tymczasem w szkole w pogoni za poprawnością pomija się inne aspekty językowej biegłości. W rzeczywistości nie to jest przecież ważne. Dobry mówca to nie ten, który mówi poprawnie, lecz ten, który umie dotrzeć do słuchaczy. Jakby tego było mało, dzięki świadomemu i celowemu naruszeniu zasad można uzyskać pożądany efekt i reakcje. Szkolne wypracowania z założenia miały służyć kształtowaniu umiejętności wyrażania przez ucznia własnych myśli. Ta idea zagubiła się zupełnie z chwilą wprowadzenia ocen w formie stopni. Znacznie lepsza byłaby dyskusja nad takim wypracowaniem. Warto byłoby wrócić już w szkole do tradycji różnego rodzaju dyskusji. Dzięki temu biegłość językowa równałaby się umiejętności wypowiadania swoich poglądów w sposób zrozumiały dla rozmówcy, a także (co jest jeszcze rzadziej spotykaną umiejętnością) rozumienia jego wypowiedzi.

I nie jest to wyolbrzymianie problemu. W prowadzonych przy uczelni, dla młodzieży szkolnej, zajęciach z teorii i praktyki komunikowania się jednym z zadań była ocena przedstawianych recenzji filmów. Ocena prosta, sprowadzona do stwierdzenia, czy recenzja jest pozytywną czy negatywną opinią o filmie. Okazało się, że o wszystkim przesądzają kluczowe słowa, a nie faktyczna wymowa recenzji. Typowe czytanie bez zrozumienia. (A może zbyt szybki, uproszczony odbiór?)

Nie musi tak być, bo przecież komunikowania się można się nauczyć. Faktem jest, że niektórzy już w dzieciństwie posługują się językiem ponadprzeciętnie, inni - wręcz przeciwnie, jednak większość znajduje się na poziomie pośrednim: mówią, ale nie najlepiej. Sprawne przekazywanie komunikatów nie wystarczy, jeśli ich odbiorca nie zrozumie nadawcy.

Językowy szkodnik?

Jednak nie wszystko zależy od nauczycieli, nawet najlepszych. Młode pokolenie jest otoczone przez Internet, w którym komunikowanie się często jest oparte na swoistej ignorancji formalnie obowiązujących zasad posługiwania się językiem. Niepoprawność językowa w Internecie często bywa intelektualną grą, zabawą słowną ludzi wykształconych. Świadome łamanie zasad daje efekty zupełnie inne niż w przypadku łamania zasad przez osoby z niskim poziomem biegłości w posługiwaniu się językiem ojczystym. Internet jest też miejscem, w którym pisze wiele takich osób, a typowa dla sieci swoboda jest przez nich ceniona także za to, że nie wymaga się tam językowej sprawności.

Pisanie wbrew zasadom poprawności raczej nie zaszkodzi starszemu pokoleniu, a nawet nastolatkom. Gorzej z młodszym pokoleniem; wyobraźmy sobie dziecko, które po raz pierwszy zobaczy dane słowo nie w dobrze zredagowanej książce, lecz na ekranie komputera, w swobodnym zapisie wbrew regułom. A powszechnie występujący brak znaków interpunkcyjnych? Rośnie pokolenie o odmiennej sprawności językowej, które niechętnie będzie sięgało po książki tworzone w tym samym języku, ale według innych zasad poprawnościowych, już obcych dla młodego pokolenia.