Digg: Chcemy zdemokratyzować media

Jay Adelson, CEO Digg Inc. opowiada o pierwszej rewolcie ery Web 2.0 oraz o wyzwaniach stojących przed firmą.

Digg to serwis Web 2.0, który umożliwia użytkownikom publikację odnośników do wiadomości, które są następnie "wykopywane" - czyli umieszczane na liście poplarnych tematów. Oglądalność witryny Digg.com zwiększa się nieprzerwanie od lutego 2005 r., gdy w serwisie została "wykopana" historia o włamaniu hakerów do komórki Paris Hilton. W ciągu jednej nocy, ruch na witrynie zwiększył się ponad dwukrotnie. Dzisiaj nie sposób zliczyć serwisów, które mają logo "Digg this story", a to, żeby jakiś tekst czy news został "wykopany" świadczy czasem o wyższym statusie w internetowym światku. W połowie kwietnia na Digg.com zarejestrował się milionowy użytkownik.

Jak to się stało, że zostałeś CEO Digg?

To był taki przeskok - z roli przedsiębiorcy, który założył Equinix, firmę, która była dostawcą centrów danych i wdrożyła giełdę wymiany ruchu internetowego. Zawsze starałem się eliminować pośredników oraz wprowadzać technologie i pomysły, które podnosiły poprzeczkę. Właśnie to wzbudziło moje zainteresowanie, gdy przyjaciel Kevin Rose zaczął mi wyjaśniać początkową koncepcję leżącą za Digg. W podobny sposób Equinix eliminował pośredników w branży telekomunikacyjnej. W 1994 r. gdy internet stał się powszechnie dostępny komercyjnie, był w całości obsługiwany i sponsorowany przez środowiska akademickie i organizacje rządowe. Później rozpoczęła się obsługa sieci przez telekomy, w ten sposób powstała bardzo silna hierarchia. W ręce któregoś z pięciu największych graczy trafił odłamek każdego pakietu, który przepływał przez sieć.

Jednym z powodów takiego stanu rzeczy, było to, że wszystkie sieci internetowe musiały być połączone pomiędzy sobą przy użyciu archaicznych punktów dostępowych dostarczanych przez telekomy. Equnix zastąpił te pojedyncze, obsługiwane przez dostawców urządzenia na internetowe giełdy wymiany działające na zasadach rynkowych, gdzie każdy mógł wymieniać pakiety na neutralnym polu. Pozwoliło to dot-comom, jak Yahoo czy Google znacznie zwiększyć swoją potęgę. Digg robi bardzo podobną rzecz w przypadku mediów. Zawsze niesamowicie wciągały mnie i wciągają nadal kwestie komunikacji, i tego, w jaki sposób przełamywać bariery, by dać ludziom możliwość zabrania głosu.

Powiedziałeś kiedyś "Wiele firm obawia się naruszać swoje oryginalne technologie, obawia się przemyśleć na nowo założenia, które przyświecały im gdy powstawała firma. Jeśli jednak nie będziesz tego ciągle robić, ktoś cię wyprzedzi." Mógłbyś podać przykłady firm, które nie przyjrzały się na nowo swojej technologii lub założeniom i na tym ucierpiały?

Jeśli rozejrzeć się po internetowym krajobrazie, to widać wiele wraków o których już się nie pamięta. Nasłynniejsze z nich to Friendster i te, które wyglądają jak Digg. W dobie internetu trzeba być gotowym na podejmowanie ryzyka, a największe z korporacji medialnych wyglądają jakby miały do ryzyka awersję. To firmy, które podlegają obrotowi publicznemu i w związku z tym mają bardzo konserwatywne podejście. Nie mają oni takiej szybkości wprowadzania zmian, jakiej wymagają konsumenci od firm internetowych. Digg chciałby iść tam gdzie jest ryzyko - sprawdzać pomysły i wycofywać się z nich jeżeli zawiodą.

Jakie ryzykowne pomysły Digg wprowadził, by później z nich zrezygnować?

Lista top-użytkowników, którą wystawiliśmy gdy uruchamialiśmy Digg - spis tych użytkowników, którzy mieli najwyższy odsetek tematów, które trafiły na stronę główną. Na początku to było całkiem sensowne, pojawiło się współzawodnictwo, ludziom się podobało. Później jednak zdecydowaliśmy, że listę musimy zdjąć - stała się ona idealnym miejscem ataku spamerów, którzy oferowali najlepszym pieniądze za promowanie wskazanych tematów. Pojawił się widoczny brak zaufania w systemie promowania wartościowych tekstów.

Pozostawienie w rękach użytkowników możliwości zamieszczania artykułów, które ich interesują, z jednej strony demokratyzuje sieć, jednak z drugiej strony pojawia się motłoch, zamieszczane są prostackie treści.

W dodatku tematy, które mogą być niewygodne i trudne ale ważne - jak ludobójstwo w Darfurze - mogą zostać pominięte. Jak to skomentujesz?

Interaktywny internet jest republiką demokratyczna, są grupy ludzi znacznie bardziej zainteresowanych danym tematem od innych i to oni głosują na ten konkretny temat, który znalazł się w serwisie.

Jeśli chodzi o pospólstwo - zgodnie z metodologią Digga, nigdy nie ma takiej bezwładności, której nie dałoby się zatrzymać. Nawet jeśli temat trafił na stronę główną, zaangażowani użytkownicy mogą go "zakopywać". Zawsze są wahania - jest grupa użytkowników "za" i grupa "przeciw". Nie można mówić o jednorodnym tłumie w przypadku Digga.

Nigdy nie zaobserwowaliśmy korelacji pomiędzy stopniem skomplikowania tematu, a popularnością na Diggu. Temat dużo trudniejszy, bardziej niewygodny od ludobójstwa w Darfurze, może się znaleźć na pierwszej stronie Digga, a nigdy nie trafić do tradycyjnych mediów.

Od IDG NS: Rozmawialiśmy ponownie z Adelsonem w maju, po rewolcie użytkowników Digga, którzy sprzeciwili się blokowaniu możliwości umieszczania w serwisie klucza szyfrującego płyt HD-DVD. Ta rewolta, którą wielu nazwało pierwszym prawdziwym buntem online i przełomowym momentem ery Web 2.0, przyczyniła się do zmiany poglądów Adelsona i jego zespołu na temat tego co mogą publikować użytkownicy. Następne pytania pochodzą z majowego wywiadu.

Czy rewolta użytkowników nie zmieniła waszego podejścia, że niebezpieczeństwa związane np. z działaniem tłumu biorą górę?

Narzędzia które dajemy użytkownikom pozwalają zapobiegać tego typu wydarzeniom w większości wypadków. Sukces Digga jest tego najlepszym przykładem. Metoda z której ostatnio korzystali użytkownicy - na pewno przyjrzymy się jej w przyszłości. Trzeba zadać pytanie - w jaki sposób mamy dać dojść do głosu również tym użytkownikom, którzy nie godzą się na niemożność publikacji niektórych treści? Bo musimy mieć na uwadze wszystkich naszych użytkowników.

Nie sądzę by ta sprawa zmieniła moją postawę w stosunku do tego, że takie problemy w większości przypadków rozwiąże zasada działania Digga, o której mówiłem wcześniej.

Jedną z podstawowych różnić jaką podaje się porównując spółki ery dotcomów z serwisami Web 2.0 jest taka, że zamiast dążyć do publicznej oferty dzisiejsze firmy powstają tylko po to, żeby się sprzedać. Czy po to powstał Digg?

Nie. W Diggu definitywnie nie dążymy do tego. Digg został stworzony w jednym celu - by zdemokratyzować media. I tym jesteśmy zainteresowani. Możemy rozpocząć z kimś współpracę. Być może jest ktoś, kto chce nas przejąć i doprowadzić do naszego celu szybciej i bardziej efektywnie. Jednak na razie nie jesteśmy tym zainteresowani.

Jakie największe wyzwania biznesowe i techniczne stoją przed Wami?

Jeśli chodzi o aspekty techniczne - większość to matematyka. To interpretacja danych w użyteczny i innowacyjny sposób, by doświadczenia użytkowników były lepsze. Teraz głównie na tym skupiamy się w Digg. Nie ma żadnej pożytecznej wiedzy, z której możemy skorzystać. Wszystko jest zupełnie nowe.

Wyzwania biznesowe to przede wszystkim ludzie. Digg jest w fazie bardzo szybkiego rozwoju. Muszę mieć pewność, że zatrudniam właściwych ludzi i rozwijam firmę w kierunku, który zapewni tempo, elastyczność i innowacyjność. To bardzo duże wyzwanie. Rzeczy, które zwykle traktuje się jako przeszkody - jak skalowalność czy monetyzacja - zostały rozwiązywane już setki razy zanim się pojawiliśmy i nie traktujemy ich jako dużych wyzwań.

Tłumaczenie tekstu "Digg.com CEO on Web-ranking methodology", Heather Havenstein, Computerworld (US) - Issue no. 21 (28 May 2007).