Cybersquatters

"Rejestracja adresów domenowych odbywa się zgodnie z zasadą: "Kto pierwszy, ten lepszy". "Unikatowość każdego adresu w Internecie stanowi przedpole większości konfliktów związanych z ich używaniem" - pisze Justyna Ożegalska z Instytutu Wynalazczości i Ochrony Praw Autorskich UJ w referacie pt. "Prawne problemy posługiwania się adresami internetowymi w obrocie gospodarczym". W Sieci z jednym rozszerzeniem może funkcjonować tylko jedna domena. Jeśli jest ona zarejestrowana, można próbować ją odkupić albo prawnie dochodzić swoich racji. I tu właśnie jest pole do działania cybersquattersów. "Istotą tej działalności jest rejestrowanie domen internetowych znanych firm po to tylko, aby je odsprzedać z zyskiem" - tłumaczy Xawery Konarski z kancelarii Traple, Konarski, Podrecki. Jego zdaniem w Polsce to zjawisko nie jest tak popularne i groźne jak np. w USA, nawet teraz, po wprowadzeniu dodatkowych rozszerzeń domen internetowych.

Stonesi wolni

Odstąpienie od praw do adresów z nazwami Rolling Stones i Humphrey Bogart nakazał w połowie grudniu 2000 r. bostoński sąd obywatelowi Kanady. Stało się to na wniosek Northern Light Technology, której adresu - northernlight.com - Jeff Burgar używał od 1986 r. Firma, wnosząca pozew do sądu, twierdzi, że ma jeden z najsilniejszych na rynku mechanizmów wyszukiwawczych, który zaindeksował do końca ub.r. 220 mln stron WWW i 20 mln tekstów. Przedstawiciele spółki poinformowali, że Jeff Burgar do tej pory zarejestrował 1000 adresów internetowych. Większość z nich zawiera nazwiska gwiazd i znanych osobistości.

"Każda firma dbająca o własne interesy już dawno zarejestrowała domeny z rozszerzeniami .pl i .com.pl. Decyzja ICANN miała w założeniu usunąć problemy związane z rejestracją domen, ale z punktu widzenia marketingowego dla spółek inne rozszerzenia nie są już tak wartościowe" - dodaje mecenas Xawery Konarski. Zauważa on jednak, że firmy rejestrują domeny z nazwami produktów konkurencji. Lecz nie chodzi tu o ich sprzedaż, lecz zablokowanie pojawienia się tych produktów w Sieci. Przedstawiciel kancelarii prawnej Traple, Konarski, Podrecki nie chciał podawać przykładów, zasłaniając się dobrem klientów, których być może będzie reprezentował w negocjacjach w sprawie odzyskania domen.

Na podobne zjawisko zwraca uwagę Grzegorz Brzeski, prowadzący polskie przedstawicielstwo firmy NetNames. Spółka ta rejestruje domeny na rzecz swoich klientów w 220 państwach świata. Jednak NetNames nie sprawdza, czy zlecenie zarejestrowania domeny pochodzi od jej prawowitego właściciela czy od squattera. "Gdybyśmy to sprawdzali, bylibyśmy stroną, a tak pozostajemy bezstronni. Gdy klient zarejestruje domenę, do której prawa rości sobie inna firma, pozostaje to wtedy jego sprawą" - mówi Grzegorz Brzeski. Unika też handlu domenami, choć to zjawisko nie jest mu nieznane. "Ale to nie są krzykliwi handlarze, o których coraz częściej donoszą media. To zorganizowane grupy międzynarodowe, działające bez rozgłosu. Właśnie na rozgłosie najmniej im zależy" - mówi Grzegorz Brzeski. Nie zależy im też na odsprzedawaniu domen. Interesuje ich udział kapitałowy w planowanym przedsięwzięciu. A możliwości mają takie, jakich nie ma szeregowy cybersquatter. Jak to działa? Grzegorz Brzeski trzy kolejne dni sprawdzał w wyszukiwarce Networks Solutions, czy ktokolwiek zarejestrował domenę kukuryku.com. Była wolna. Kiedy czwartego dnia zdecydował się na jej rejestrację, okazało się, że został uprzedzony. Niebawem otrzymał list od Polaka, na stałe mieszkającego na Florydzie, z propozycją współpracy, której nieodłącznym elementem było wykorzystanie interesującej go domeny. Jego partner na Florydzie, w zamian za aport w postaci kukuryku.com, miał otrzymać udziały w tym przedsięwzięciu. Prawnik związany z branżą internetową, gdy dowiedział się o sprawie, dodał, iż zna przypadki, kiedy to rano firma pytała NASK o to, czy dana domena jest wolna, a wieczorem okazywało się, że w ciągu kilku godzin znalazła już właściciela. Oczywiście nowy właściciel składał propozycję sprzedaży.