Cyberatak do wynajęcia

Armie złożone z komputerów zombie (botnety) mogą skutecznie zakłócić działanie banków, mediów czy nawet instytucji rządowych. Gdy zmasowanym atakiem zostanie objęty cały kraj, poradzenie sobie z chaosem staje się kwestią nadrzędną. W najnowszym raporcie McAfee, dwudziestu specjalistów z byłym zastępcą dyrektora agencji bezpieczeństwa narodowego USA na czele, analizuje potencjalne zagrożenie cyberwojnami na świecie.

Dokument przygotowany przez specjalistów McAfee zatytułowano wymownie "Virtually Here: The Age of Cyber Warfare". W raporcie zamieszczono opinie dwudziestu ekspertów zajmujących się bezpieczeństwem sieciowym - jednym z nich jest William Crowell, były zastępca dyrektora NSA (National Security Agency, USA).

Analitycy zauważają, że w ciągu kilku ostatnich lat proceder wykorzystywania botnetów do przeprowadzania ataków DDoS (Distributed Denial of Service), blokujących działania poszczególnych elementów globalnej sieci (stron WWW, bram, routerów), wyraźnie zyskał na znaczeniu. Zmieniła się jednak struktura ataków - o ile na początku cyberprzestępcy kierowali swą agresję wobec konkretnych serwisów internetowych, to teraz dzięki botnetom przeprowadzane są ataki sieciowe na całe państwa.

Raport z cyberprzestępczego podziemia

Cyberprzestępcy radzą sobie coraz lepiej z kradzieżą pieniędzy i informacji o transakcjach elektronicznych oraz z organizowaniem nielegalnego przepływu gotówki. Tworzą niewidoczne, bardzo dobrze zorganizowane podziemne struktury. Jak one działają?

Przykładem tych ostatnich były incydenty wobec Estonii i Gruzji z 2007 r. Niektórzy eksperci obwiniali wówczas Rosję o zlecenie bądź bezpośredni udział w atakach. W tym roku ofiarą cyberprzestępców padły serwery przechowujące zasoby informatyczne USA i Korei Południowej - atak nastąpił 4 lipca, gdy w Amerykanie świętowali swój Dzień Niepodległości. Część specjalistów obarczyła odpowiedzialnością za to wydarzenie Koreę Północną. Jednoznacznych dowodów nie znaleziono, więc pojawiły sie również i inne teorie wskazujące winowajców.

Jednoznaczne wskazanie sprawcy cyberprzestępstwa jest często niemożliwe - przyznają eksperci wypowiadający się w raporcie McAfee. Problem staje się zupełnie abstrakcyjny, gdy weźmiemy pod uwagę sieciowy atak całego państwa na inne. Wówczas określenie prowodyra graniczy z cudem, tym bardziej, że cyberprzestępcy, dysponujący botnetami, najczęściej dostają zlecenia anonimowo . W zależności od rozmiaru planowanego ataku zwiększa się tylko koszt wynajęcia botnetu.

William Crowell z NSA wskazuje dodatkowo, że istnieje cienka granica między cyberwojną od cyberprzestępstwem. To ostatnie może zamówić każdy, kto dysponuje odpowiednimi środkami finansowymi, a cel takich działań nie powoduje zwykle daleko idących konsekwencji. W przypadku cyberwojny między państwami reperkusje mogą szybko wyjść poza świat sieci i dotknąć obywateli, zarówno kraju podejrzewanego o przeprowadzanie ataków jak i tego atakowanego.

Po incydencie z 4 lipca br. Peter Hoekstra, jeden z amerykańskich kongresmenów, zaczął domagać się, by USA odpowiedziały siłą na działania Korei Północnej. Hoekstra przekonywał, że jeśli USA i narody sprzymierzone zaniechają odwetu, to następnym razem szkody powstałe w wyniku cyberataków mogą okazać się zdecydowanie większe.

Choć nawoływania kongresmena do czynnej odpowiedzi na cyberataki pozostały bez echa, to wiadome jest, iż poszczególne kraje wciąż udoskonalają swoje metody obrony i ataków sieciowych. Według analiz zebranych w raporcie McAfee najbardziej zaawansowane pod tym względem są: USA, Francja, Izreal, Rosja i Chiny.

Polecamy również:

Cyber-crime znaczy biznes

E-banking - świadomy użytkownik i bezpieczny portal (dostęp za rejestracją)

E-banking na celowniku (dostęp za rejestracją)