Bezinteresowny Internet

Internet - wielki wynalazek ludzkości - prawie natychmiast po powstaniu został wchłonięty przez komercję. Opanował go handel, reklama, a portale dwoją się i troją, by potencjalnym inwestorom zaoferować pakiet propozycji, na których można zarabiać krocie.

Internet - wielki wynalazek ludzkości - prawie natychmiast po powstaniu został wchłonięty przez komercję. Opanował go handel, reklama, a portale dwoją się i troją, by potencjalnym inwestorom zaoferować pakiet propozycji, na których można zarabiać krocie.

Pozostała grupa entuzjastów, którzy wierzą, że to potężne narzędzie da się ucywilizować, a Internet będzie służyć wszystkim. Marzenia te realizują się bardzo wolno. Grupa bezinteresownych jest bowiem znacznie słabsza i mniej liczna niż lobby "internetowych wilków".

Bezinteresowni już od 1995 r. zastanawiali się nad upowszechnieniem Internetu w Polsce. Chcieli do swojego programu włączyć uniwersytety, instytuty naukowe i szkoły. Wtedy też z inicjatywy naukowców - m.in. Macieja Uhliga z Uniwersytetu Śląskiego, Jacka Gajewskiego z Instytutu Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego i nieżyjącego już Marka Cara, ówczesnego szefa Rady Koordynacyjnej Teleinformatyki - powstała organizacja Polska Społeczność Internetu.

W maju 1995 r. panowie ci odbyli wirtualną konferencję, w której postanowili, że organizacja ma jedno główne zadanie: popularyzować wiedzę o Sieci wśród Polaków. Przebieg spotkania można było śledzić łącząc się z dowolnego miejsca na świecie z komputerem Politechniki Poznańskiej.

Jacek Gajewski rozpoczął pracę nad programem "Internet dla szkół".

"W tamtych czasach byliśmy jedynymi, którzy chcieli i mogli przybliżyć Sieć uczniom" - mówi. Uczelnie otrzymywały sprzęt komputerowy, podarowany przez sponsorów programu.

I tak zaczęło się pionierskie oswajanie Internetu. Jacek Gajewski nie chciał poprzestać na działalności edukacyjnej. Lata mijały, Internet rozwijał się, pojawiało się coraz więcej różnych problemów.

Naukowcy stwierdzili, że polska organizacja powinna przyłączyć się do międzynarodowego stowarzyszenia takich jak oni, bezinteresownych ludzi. Po okresie bojów i negocjacji, kilka miesięcy temu powstał polski oddział ISOC - Internet Society Poland. Jego założyciele twierdzą, że pragną mieć wpływ na zmiany prawa dotyczącego Internetu, a także do realizacji swych idei nakłaniać polityków i sponsorów.

Internet Society z siedzibą w Stanach Zjednoczonych liczy ok. 8600 członków w 170 krajach. Jest uznawany za najważniejszą na świecie organizację koordynującą rozwój Internetu.

Jednym z głównych działaczy polskiego oddziału jest Jacek Gajewski.

"Grupujemy ludzi, którzy działają dla polskiego Internetu, i to nie od wczoraj. Część osób pracuje w firmach czy urzędach. Lecz kiedy tu występują, są reprezentantami jedynie własnej osoby.

Ich potencjał musi być wykorzystany" - twierdzi Jacek Gajewski. Na razie stowarzyszenie jest w fazie rozwoju. "Próbujemy stworzyć coś w rodzaju klubu dyskusyjnego internautów.

Chcemy prowadzić rozmowy bardziej poważne niż te przy kawie czy przy piwie lub w cyberkafejkach" - dodaje. Spotkania nie mają charakteru seminarium naukowego, z rzutnikami folii, panami

w garniturami. Jacek Gajewski nazywa je "internetowymi obiadami czwartkowymi". Członkowie stowarzyszenia stworzyli Warszawski Strych Internautów, który rzeczywiście mieści się na strychu jednego z warszawskich instytutów.