Amerykański problem z reklamową współpracą Google i Yahoo

Departament Sprawiedliwości USA zatrudnił niezależnego eksperta ds. prawa antymonopolowego. Według nieoficjalnych doniesień ma on pomóc w ocenie dowodów w sprawie ewentualnej niezgodności współpracy reklamowej koncernów Google i Yahoo! z prawem antymonopolowym. Każda decyzja regulatora może mieć znaczący wpływ na rynek reklamy internetowej.

Amerykański Departament Sprawiedliwości skorzysta z pomocy Sanforda M. Litvacka. Prawnik brał udział w wielu procesach antymonopolowych, również związanych z branżą IT. Był również Podsekretarzem Stanu Departamentu Sprawiedliwości. Amerykański regulator korzysta z opinii zewnętrznych prawników tylko w wyjątkowych sytuacjach. Wynajęcie niezależnego eksperta może świadczyć o zamiarze zablokowania umowy reklamowej między Google i Yahoo. Może być również sposobem na odcięcie się od zarzutów o stronniczość, Litvack jest bowiem znany ze swojej niezależności.

Plany nawiązania współpracy reklamowej obu firm ogłoszono w czerwcu. Decyzja ta zbiegła się w czasie z oficjalnym zerwaniem rozmów w sprawie fuzji Yahoo z koncernem Microsoft. Niewyłączna umowa gwarantuje Yahoo m.in. możliwość wyboru treści reklamowych i słów kluczowych powiązanych z reklamami Google. Yahoo będzie mógł nadal korzystać z własnego systemu reklam kontekstowych. Umowa zakłada m.in., że reklamy Google będą widocznie przy co najwyżej 3 proc. odsłon wyszukiwarki Yahoo. Porozumienie zawarto na okres czterech lat z możliwością przedłużenia na kolejne sześć. Zyski z reklam mają być dzielone między obie firmy.

Reklamowej współpracy Google i Yahoo sprzeciwia się m.in. amerykańskie Stowarzyszenie Narodowych Reklamodawców (ANA, Association of National Advertisers). W minioną niedzielę (7 września) członkowie tej organizacji wystosowali do amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości oficjalne pismo, w którym domagają się zablokowania zapowiedzianej umowy. W uzasadnieniu wniosku wyrażono m.in. obawy przed zmonopolizowaniem rynku reklam w wyszukiwarkach internetowych. Według przedstawicieli ANA oba koncerny będą kontrolowały w sumie prawie 90 proc. tego rynku, taka sytuacja zaś może ograniczać konkurencyjność rynku z punktu widzenia reklamodawców. Jako taka może powodować m.in. wzrost cen.