Amazon Kindle, czyli książka 2.0

Recepta dla młodego pokolenia

Niejeden sfrustrowany ciężarem i ceną akademickich podręczników student zauważył, że byłby skłonny kupić nawet Kindle i nawet za 400 USD, gdyby mógł załadować na owo urządzenie podręczniki przewidziane w danym semestrze za cenę niższą niż ich papierowe wersje, przy oczywiście niższym ich ciężarze. Być może e-czytniki mogłyby stać się rozwiązaniem właśnie na rynku edukacyjnym, na którym podręczniki wykorzystywane są tylko przez określony, kilkumiesięczny okres czasu. Proszę, by czytający ten tekst nauczyciele nie próbowali bronić tezy o nieprzemijalnej wartości podręcznika i korzyściach powracania do niego po latach w ramach uczenia się przez całe życie.

Można wyobrazić sobie załadowane na Kindle szkolne słowniki, leksykony i encyklopedie dobrane przez nauczycieli dla każdego rocznika, uzupełniane online materiały na przeczytania na następną lekcję. Ale nie na urządzeniu, które jest czarno-białe i nie odtwarza multimediów. Do tego w ten sposób firmy zaangażowane w przemysł elektronicznych podręczników i ich czytników weszłyby w tę samą niszę co producenci lekturowych filmów, zapewniając sobie pokaźny, perspektywiczny, a z czasem może nawet przymusowy rynek odbiorców.

Kolejny gracz

Jest jeszcze oczywiście wątek Google, nie dotyczący urządzenia do czytania ebooków, którego Google nie chce produkować, lecz samego modelu sprzedaży. Tej jesieni Google miał udostępnić online pełne wersje niektórych książek objętych prawami autorskimi, dzieląc się zyskami z ich udostępniania z wydawcami, w ramach projektu Google Book Search Partner Program. To inny program niż Google Book Search Library Project, który polega na digitalizacji zasobów niektórych bibliotek i który skłonił niektórych zirytowanych wydawców do pozwania Google za naruszenie praw autorskich.

Jeśli pojawia się nazwa firmy Google, to warto zadać sobie pytanie, czy można ten temat jakoś powiązać z reklamami. Niektórzy zastanawiają się, w jaki sposób reklamy mogłyby subsydiować sprzedaż elektronicznych książek. Badania organizacji CISAC zrzeszającej stowarzyszenia twórców i kompozytorów na całym świecie wskazują wyraźnie, że w przestrzeni cyfrowej coraz większe znaczenie będą miały treści subsydiowane przez reklamodawców. Taki scenariusz byłby możliwy, gdyby udało się zapanować jakoś nad tym, przez kogo i kiedy książka jest czytana. Jeśli byłaby czytana online, nie byłoby to takie trudne. Może zatem tutaj tkwi klucz do e-książkowej rewolucji?

E-czytelnik

Z badania Ebook User Survey 2006 opublikowanego przez International Digital Publishing Forum (www.idpf.org), wyłania się charakterystyka amerykańskiego e-czytelnika.

98% e-czytelników cena e-książki jest ważna lub bardzo ważna

82% możliwość przeniesienia zakupionej książki na inne urządzenie jest ważna lub bardzo ważna, i jednocześnie 54% z nich uważa, że kwestia ta jest w tej chwili dobrze rozwiązana.

67% ankietowanych uważa, że na rynku dostępne są dobre lub bardzo dobre urządzenia umożliwiające czytanie e-książek.

50% ankietowanych uważa, że istotna jest łatwość pożyczenia e-książki znajomemu i jednocześnie, a 21% twierdzi, że kwestia ta jest dobrze lub doskonale rozwiązana.

88% sądzi, że nieistotna jest możliwość odtwarzania multimediów.

Ankietowani zasugerowali trzy udoskonalenia, które mogłyby zmienić rynek e-książki, i byli w swoich wyborach dość jednomyślni.

1. Ceny elektronicznych książek powinny być znacznie niższe niż ceny książek papierowych

2. Wybór e-książek powinien być znacznie większy

3. Formaty wymagają standaryzacji, by możliwe było współdziałanie programów i urządzeń obsługujących e-książki.

***

Zobacz film reklamujący możliwości urządzenia Kindle (ang. wersja językowa)