Amazon Kindle, czyli książka 2.0

Przykład japoński

Sytuacja mogłaby wyglądać nieco inaczej, gdyby czytniki miały "wartość dodaną", coś, dzięki czemu książka w postaci elektronicznej byłaby dla czytelnika warta więcej niż książka w postaci papierowej. Aby jednak taka wartość mogła się pojawić, prawdopodobnie same e-książki musiałyby stać się inne niż książki tradycyjne. Innymi słowy, książka elektroniczna pod względem zawartości i funkcjonalności musiałaby różnić się jakoś od książki papierowej. W Japonii szaleje w tej chwili moda na powieści pisane specjalnie na telefony komórkowe (keitai), dostarczane czytelnikom zazwyczaj w odcinkach. Wydawcy próbowali sprzedawać keitai już w 2002 r., oferując na początku powieści znanych autorów. Nie sprzedawały się, co sugerowało, że odbiorcy keitai są zupełnie inną, powstającą dopiero i odmienną grupą czytelników. Nie chwyciła również pornografia, gdyż okazało się, że potencjalni czytelnicy to przede wszystkim kobiety. Powoli okazywało się, że najlepiej sprzedają się romanse i dreszczowce z pewną dawką seksu, pisane przez autorów nieznanych w głównym nurcie, lecz specjalizujących się w tego właśnie rodzaju powieściach. Upodobania japońskich czytelników wydają się często dziwaczne Amerykanom i Europejczykom, ale może należałoby się pochylić z uwagą nad hipotezą, że książka elektroniczna nie powinna być zwykłą książką przekształconą do postaci cyfrowej. Książki w wersji beta, powieści w odcinkach, książki współtworzone przez czytelników - to tylko kilka koncepcji, które w tej czy innej formie doczekały się już w różnych miejscach globu praktycznych implementacji.

Amazon Kindle, czyli książka 2.0

Kontynuując przykład japoński, wielkość tamtejszego rynku m-książek szacowana jest na 58 mln USD rocznie, przy wzroście w stosunku do 2005 r. na poziomie 330%. Sprzedaż książek przez Internet rośnie w tempie 70%, osiągając w zeszłym roku poziom 68 mln USD. Już w 2007 r. sprzedaż elektronicznych książek do czytania na komórkach ma przewyższyć sprzedaż tradycyjnych e-booków o 20 mln USD. Wiadomo, że rynki wschodnioazjatyckie są specyficzne, a Japończycy i Koreańczycy kochają swoje smartphony, ale zestawienie z tych danych z modlitwami - bo trudno to inaczej nazwać - kierowanymi przez Amerykanów i Europejczyków na forach internetowych do Steve'a Jobsa, aby zmiłował się wreszcie nad wielbicielami e-książek i wprowadził odpowiednią funkcjonalność do swoich flagowych produktów, daje wiele do myślenia. Tym bardziej, że 80% amerykańskich czytelników eBooków czyta je za pomocą urządzeń określanych jako Personal Digital Device (np. palmy), a tylko 4% za pomocą dedykowanych czytników, np. Sony Reader.

Serwis Engadget podał już w lipcu 2006 r. pogłoskę, że w następnej wersji iPoda pojawi się czytnik elektronicznych książek. Prawdopodobnie wystarczyłby jeden ruch Apple, po którym e-booki stałyby się dostępne w serwisie iTunes za 99 centów, do odczytania na iPhonie, aby Amazon Kindle zniknął równie nieefektownie, jak się pojawił, tym bardziej, że zagorzali wielbiciele iPhone'a już teraz czytają książki na jego ekranie, przedkładając niedoskonały pod tym względem iPhone, nad równie na razie niedoskonałe e-czytniki. Nie słychać, aby Steve Jobs wyrażał najmniejsze choćby zainteresowanie rynkiem ebooków, ale wydaje się, że jest to tylko kwestia czasu. Co zatem ze specjalizowanymi czytnikami?