A co by było, gdyby internet przestał istnieć?

Nowe formy e-rządu, ważnych badań i modelowania (np. na temat zmian klimatycznych) oraz społeczne sieci stale ewoluują, a zatem zmieniają charakter świata, a być może nawet przyszłość narodów. Parafrazując Toma Friedmana, internet połączył nas w sposób, jakiego ciągle jeszcze do końca nie rozumiemy, a ponadto zmienia sposoby, w jakie ludzie na całym świecie uczą się i tworzą. Jest też mało prawdopodobne, jak mówi Mack, że rodzaj ludzki będzie chciał cofnąć się do dawnych czasów.

Futurysta Thornton May zrobił karierę na zbieraniu najlepszych pomysłów pochodzących z różnych dziedzin życia i wykorzystywania ich do rozwiązywania aktualnych problemów. Jest przedsiębiorcą, antropologiem, kognitywistą, dziennikarzem, pisarzem, nauczycielem, profesorem w szkole biznesowej oraz myślicielem. "Jestem pewien, że większość z moich kolegów, z którymi rozmawiacie, natychmiast zacznie mnożyć ciemne strony scenariusza, który sprawdzacie - upadku internetu. Jako futurysta lubię patrzeć na pewne sprawy z nieco innej perspektywy - spróbujmy znaleźć dobre strony apokalipsy komunikacyjnej i wypracować jakiś kompromis. Jedną z rzeczy, która zniknęłaby wraz z internetem, jest będąca wytworem maszyn sława. Współczesna komunikacja masowa stworzyła struktury, które wystawiają popularność i osoby sławne na sprzedaż - mówi May. Nastąpiłby koniec naszego uwielbienia dla księżniczek, gwiazd filmowych oraz koszykarzy. A to przecież niekoniecznie złe.

Ja bym dyskutował z tym stwierdzeniem - May z pewnością zapomniał o masie kolorowych magazynów o sławach, które istniały jeszcze przed nadejściem tej manii w świecie on-line. Niemniej jednak May miał bardzo trafne przemyślenia na temat oddziaływań społecznych. Stwierdził: Wiele powiedziano o tym, jak Sieć sprawiła, że jesteśmy istotami bardziej społecznymi. To nie do końca prawda. Co prawda zautomatyzowaliśmy sam proces poznawania ludzi i stworzyliśmy zestawy narzędzi typu samo-zapraszaczy (kto sprawdza profile w portalach takich jak Facebook czy MySpace pod kątem dokładności i trafności?), ale nasze umiejętności do nawiązywania zażyłych, prawdziwie ludzkich związków uległy atrofii. Będziemy musieli ponownie nauczyć się, jak współdziałać w ramach społeczeństwa w zasadzie od podstaw - z jedną osobą naraz.

Jak mamy to osiągnąć? May sugeruje: Możemy odrzucić i jednocześnie na nowo odkryć retorykę dnia codziennego. Pomyśl, co moglibyśmy zrobić z całym tym czasem, który zyskalibyśmy nie siedząc w internecie. Moglibyśmy rozwiązać paradoks istniejący pomiędzy tym, co robimy jako społeczeństwo, a tym co robimy jako jednostki. W powtarzanych badaniach ankietowych Gallupa, kiedy respondenci pytani są o to, co jest naprawdę istotne - życie rodzinne, ulepszenie społeczeństwa, twarde zasady moralne itd. - posiadanie ładnych rzeczy zawsze ląduje na końcu. A jednak jadąc na wycieczkę na łono natury zawsze pakujemy całą masę dóbr materialnych...

Peter de Jager określa siebie jako pisarza oraz konsultanta w zakresie spraw związanych z koncepcją Racjonalnej Asymilacji Przyszłości (Rational Assimilation of the Future) - koncepcji, którą prezentuje z dużą dozą zdrowego rozsądku i poczucia humoru. To także człowiek, który uświadomił całemu przemysłowi IT, ile pracy należy wykonać, zanim kartka kalendarza przeskoczy na 1 stycznia 2000 roku. De Jager nie wierzy nawet przez minutę, że internet mógłby całkowicie upaść. No może z wyjątkiem jakiejś katastrofy typu uderzenie w Ziemię asteroidy o średnicy 35 kilometrów - ale wtedy wysłanie maila będzie raczej na końcu listy rzeczy do zrobienia. Ale mimo swoich poglądów de Jager podjął próbę zmierzenia się z koncepcją śmierci internetu. Mało tego, nawet poszerzył ją o utratę wszelkiej łączności. "Odkładając na bok przypływy, zabójcze pszczoły z laserowymi żądłami oraz ogólnoświatową wojnę nuklearną - co by się stało, gdybyśmy na dłuższy czas stracili internet i komunikację w ogóle?

Natychmiastowym efektem byłoby to, że około 5,5 miliona nałogowych BlackBerry-owców popadłoby w stan permanentnej katatonii. Potem dostrzeglibyśmy, że około 15 milionów użytkowników telefonów komórkowych zaczyna budzić się z trwającego dekadę trybu zombie, głosy w ich głowach zamilkną, a niebieska lampka cyborga w uchu zacznie gasnąć sprawiając, że zaczną wreszcie przywiązywać uwagę do otaczającego ich świata." To dość śmiałe stwierdzenie, ale najgorsze miało nastąpić... Za chwilę bowiem de Jager dodał: "Opad radioaktywny o znacznie dłuższym czasie oddziaływania nastąpiłby po jakimś pół roku. Doświadczylibyśmy znacznego wzrostu liczby wniosków rozwodowych. Małżonkowie doszliby do wniosku, że ich związki małżeńskie były znacznie bardziej udane, gdy ich lepsze połowy grały w World of Warcraft do późnych godzin nocnych." Przerażające.

A czy moglibyśmy kiedyś powrócić do czasów przedinternetowych? Ani De Jager, ani May nie sądzą, że byśmy nawet chcieli próbować.

***

Opracował: Patryk Królikowski