235%

Pomyślcie raczej o szewcach. Oni wracają. I to wracają w wielkim stylu. W czwartek wieczorem przy stoliku w barze Modulor zapadła martwa cisza.

Pomyślcie raczej o szewcach. Oni wracają. I to wracają w wielkim stylu. W czwartek wieczorem przy stoliku w barze Modulor zapadła martwa cisza.

Kac wstrząsał mną straszliwy, gdy zgłosił się Jerry (imię modnie zamerykanizowane), wprawiając aparat marki Nokia w opętańcze drżenie. Jerry był zwięzły: "Mam pomysł. Gadać nie mogę. Dzisiaj o ósmej w Szpilkach". Szpilki mogłam jeszcze zaakceptować, choć jak ognia unikałam kafejek, gdzie autoryzacja kart płatniczych trwała godzinami. Ponadto nieopodal znajdowała się centrala mojego eks-kierunku studiów, a - jak powszechnie wiadomo - spotkania ze wszystkimi eks zazwyczaj nie należą do przyjemności. Z tą tajemnicą była ściema. Jerry przeczytał gdzieś o projekcie podsłuchu linii telekomunikacyjnych i jako że informacja ta sąsiadowała z wypowiedziami człowieka z Hotmaila, połączył wszystko w całość: pomysł + telefon = spotkanie bez świadków.

Świadków było oczywiście bez liku. Dziewczynę w czarnym żakiecie widziałam na ostatnim First Tuesday. Dwa stoliki dalej siedział uśmiechnięty kolega od kabla, którym będzie puszczał niedługo Internet do abonentów satelity. Tuż za nim żywo rozprawiali o czymś dwaj programiści, ani przez chwilę nie ściągając z uszu ogromnych słuchawek marki Sony. Gdybym nie była święcie przekonana, że człowiek serwujący drinki był w tym samym miejscu dwa spotkania temu, pomyliłabym go ze sławnym VC z królewskiego miasta. Szpilki w czwartek były wprost naszpikowane dobrymi pomysłami i przesiąknięte atmosferą incognito.

"Jerry, teraz pomysł" - wyrwałam przyjaciela z otępienia. Jerry zlustrował spojrzeniem salę w poszukiwaniu konkurencji. Następnie ściszył głos do szeptu i rzekł: "Jestem w posiadaniu kalendarza wejścia wszystkich rodzimych spółek internetowych na giełdę w ciągu najbliższych 5 lat". Wstrzymałam oddech, Jerry też wstrzymał i tak wytrzymaliśmy pół minuty. "Jerry, to jest naprawdę mocne, skąd go masz? " - zapytałam po zastanowieniu. "Od znajomej wróżki, na mieście mówią, że jest przynajmniej trzy razy lepsza niż Bill Gates" - odparł Jerry bez wahania. Wyjęłam kalkulator na baterie słoneczne, zbliżyłam do światła jarzeniówki i mnożąc aktualny kurs akcji Microsoftu przez majątek prezesa jego rady nadzorczej otrzymałam wartość, o którą mi chodziło. Następnie podzieliłam wszystko przez 3 i dodałam liczbę liter w wierszu: "Where do you want to go today?", nie licząc pytajnika. Zamknęłam oczy, kalkulując: "Daje nam to 235-proc. wzrost zysku brutto w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego po tym, jak odbierzemy twój samochód od mechanika" - powiedziałam, nie zostawiając mu żadnych złudzeń.